Uwaga!

1. Blog może zawierać nieprzyzwoite treści. Czytasz na własną odpowiedzialność!
2. Nie informuję o nowych rozdziałach!
3. Szablon wykonany przeze mnie. Zabraniam kopiowania zarówno jego, jak i innych treści zawartych na całym blogu.

wtorek, 4 grudnia 2012

Sześć

Jennifer zwinnym ruchem odgarnęła brązowy kosmyk włosów za ucho i ukradkiem spojrzała na małego szczeniaczka siedzącego na trawie tuż obok jej stóp. Puszysty biały piesek merdał ogonkiem, nie spuszczając wzroku z dziewczyny.
- Co się tak gapisz? - rzuciła, unosząc lewą brew do góry.
Miała zamiar rzucić w zwierzaka śrubokrętem, który trzymała w ręku, jednak w ostatniej chwili się powstrzymała. Nie powinna przecież wyładowywać swojej frustracji na tym słodkim stworzeniu. To nie jego wina, że spotykały ją w życiu same porażki. Dostała tego pieska, aby przestać myśleć o problemach, by skupić swoją uwagę na czymś innym. Jednak dla szatynki było zupełnie na odwrót. Patrząc na szczeniaka miała przed oczami wstrętną nauczycielkę wyrzucającą ją ze szkoły, niemiłe koleżanki z klasy i tego aroganckiego, wiecznie uśmiechniętego szatyna, którego za nic nie mogła wyrzucić ze swojej głowy.
Nagle uświadomiła sobie, że to właśnie ten chłopak wywołuje u niej te negatywne emocje. Po tym co stało się na imprezie wiedziała, że nie chce go znać, jednakże wciąż nie mogła o nim zapomnieć. Kilkakrotnie złapała się na myśli, że oddałaby wszystko, by jeszcze raz spojrzeć w te śliczne czekoladowe oczy i poczuć smak jego ust. A to z kolei denerwowało ją jeszcze bardziej. Była pewna, że on już następnego dnia wymazał ją z pamięci. Minęły już prawie dwa tygodnie od ich spotkania, a on się z nią nawet nie skontaktował.
Dziwiło ją, że zamiast myśleć o swoim chłopaku, z którym niedawno zerwała jej głowę zaprzątał jakiś nieznajomy. Zawsze myślała, że po rozstaniu z Michaelem będzie czuła ból i rozgoryczenie, że nie będzie umiała się pozbierać po takiej stracie, a jej życie straci sens. Jednakże ona niczego takiego nie czuła. Michael - chłopak, z którym była niecałe dwa lata, którego miała kochać do końca życia - przestał dla niej istnieć w jednej sekundzie i nawet tego nie żałowała. Dlaczego więc nie mogła wyrzucić z pamięci Reeda - znajomość na jedną noc?
Jennifer warknęła poirytowana i z hukiem zamknęła maskę samochodu. Miała go naprawić, a zamiast tego tylko cała się pobrudziła i popsuła sobie humor fantazjując o tym dupku, który chciał ją jedynie wykorzystać. Dziewczyna wytarła ręce w spodnie i już miała usiąść na trawie, gdy nagle pod jej dom zajechał śliczny czarny chevrolet, jaki można było spotkać jedynie w tej bogatszej części miasta.
Morgan uśmiechnęła się promiennie w nadziei, że może jednak Nigel wcale o niej nie zapomniał i zaraz stanie przed nią równie przystojny jak ostatnio. Niestety z auta wysiadł starszy mężczyzna w garniturze, by następnie otworzyć drzwiczki od strony pasażera. Oczom Jenny ukazała się jakaś kobieta. Była wysoką, szczupłą brunetką o prostych włosach sięgających do ramion. Miała na sobie elegancką granatową sukienkę i czarne szpilki. Wyglądała na jakieś czterdzieści lat. Kobieta rozejrzała się w koło z pogardą. Z jej twarzy aż biło, że nie ma pojęcia co tutaj robi i ma ochotę stąd jak najszybciej zwiać. Można było odnieść wrażenie, że znalazła się tutaj za karę.
Młoda szatynka nie spuszczając spojrzenia z gościa z trudem hamowała śmiech. Bogacze zawsze wydawali jej się śmieszni. Uważali się za najważniejszych na świecie, a tak naprawdę byli nikim. Żyli w swoich pięknych pałacach, pławiąc się w luksusach i pieniądzach, ale nic nie wiedzieli na temat prawdziwego świata. A kiedy już z jakichś przyczyn postanowili opuścić swe królestwa i wtargnąć w egzystencję zwykłego człowieka, ukazywali swe prawdziwe oblicze. Byli nikim innym jak klaunami - żałosnymi stworzeniami, z których nie wiadomo czy się śmiać czy płakać.
Wzrok kobiety powędrował w kierunku Jennifer. Brunetka nie spuszczała z dziewczyny swych szarych oczu, świdrując spojrzeniem całą postać Morgan. Początkowo na twarzy kobiety widniało zdumienie, jednak gdy podeszła bliżej ustąpiło ono lekkiemu zniesmaczeniu.
- Ty jesteś Jennifer Morgan? - spytała kobieta, przerywając dziewczynie próbę rozgryzienia myśli bogaczki. - Nazywam się Elena Hurley - mówiła dalej nie czekając na odpowiedź dziewczyny. Wcześniejsze pytanie było jedynie formalnością. Dokładnie wiedziała z kim rozmawia. Nawet przez chwilę nie miała wątpliwości, że stoi przed Jenny. W rzeczywistości ta dziewczyna była jeszcze bardziej podobna do jej córki niż spodziewała się tego po obejrzeniu stosu zdjęć. Musiała przyznać, że sama miałaby problem, by je odróżnić. Oczywiście miała na myśli rysy twarzy, ponieważ Katherine nigdy nie pozwoliłaby sobie chodzić w brudnym ubraniu czy z nieuczesanymi włosami. Jednakże to nie sprawiło żadnej przeszkody. To można było zmienić.
- Chciałabym porozmawiać - kontynuowała Elena z delikatnym uśmiechem.
- O czym? - spytała zaciekawiona szatynka. Była nieco zdziwiona skąd w ogóle ta kobieta ją zna i czego może od niej chcieć. Nigdy przedtem nie widziała jej na oczy, ale mimo wszystko coś mówiło dziewczynie, by nie ufać tej Hurley.
- To dość dyskretna sprawa - rzuciła kobieta. - Może wejdziemy do środka?
Jennifer zaprowadziła brunetkę do domu. Było tu bardzo skromnie. Niezbyt duże pomieszczenia sprawiały wrażenie ciasnych i przytłaczających. Kolory na ścianach już dawno wyblakły, a meble wyglądały dość staroświecko. Mimo wszystko wszędzie było czysto i schludnie.
Skierowały kroki w stronę kuchni, gdzie znajdowała się również matka Jenny. Była to niska szczupła kobieta o krótkich brązowych włosach i dużych oczach. Przywitała się uprzejmie z gościem, po czym wszystkie trzy zasiadły za małym drewnianym stolikiem.
- Przyjechałam tutaj, by złożyć Jennifer pewną propozycję - zaczęła Elena po chwili ciszy. - Moja córka tak jak ty pragnie zostać tancerką - teraz zwróciła się wprost do młodej Morgan. - Niedawno dowiedziała się, że została zakwalifikowana do konkursu tanecznego w Nowym Jorku, ale niestety nie może wziąć w nim udziału, ponieważ skręciła kostkę. - Hurley przerwała na chwilę, pragnąc dać swoim rozmówczyniom czas na zrozumienie sytuacji. Musiała również zastanowić się, jak ma to wszystko rozegrać, by nie wrócić do domu z pustymi rękami.
-I? - ponagliła ją szatynka.
- Jesteś do niej bardzo podobna, więc pomyślałam, że mogłabyś ją zastąpić.
W pomieszczeniu zapadła głucha cisza. Jenny spojrzała na swoją matkę, a następnie z powrotem przeniosła wzrok na nieznajomą kobietę. Była zaskoczona. Nie mogła uwierzyć, że ktoś proponuje jej udział w oszustwie. Fakt, kusiło ją to. Wiedziała o jaki konkurs chodzi i dawniej oddała by wszystko żeby wziąć w nim udział, jednak teraz nie była tego pewna. Przecież jeśli ktoś by się zorientował, to ona miałaby poważne kłopoty.
- Oczywiście zapłacę - dodała Elena, widząc jak szatynka otwiera usta.
- Ile? - wtrąciła się matka Jennifer. Według niej to wcale nie był głupi pomysł. Może dzięki temu jej córka mogłaby wrócić do szkoły i kontynuować karierę tancerki. Poza tym taki wyjazd byłby dla niej ciekawym doświadczeniem.
- Cena jest do uzgodnienia - odparła Hurley. - Może na początek trzydzieści tysięcy, a jeśli wygra, to oczywiście więcej.
- Pięćdziesiąt - powiedziała matka szatynki - i dwa razy tyle za wygraną.
- Mamo! - rzuciła młoda Morgan z oburzeniem, jednak nikt nie zwrócił na nią uwagi.
- Nie ma sprawy. Pieniądze nie grają roli. - Na usta Eleny Hurley wkradł się triumfujący uśmiech.
- Ja nie jestem towarem na sprzedaż! - krzyknęła Jennifer, po czym wybiegła z pomieszczenia. Pierwszy raz w swoim życiu poczuła się naprawdę upokorzona. Przez tyle lat była wyśmiewana i dręczona przez swoich rówieśników, jednak nie mogło się to równać z tym, jak potraktowała ją własna matka.
Dziewczyna trzasnęła drzwiami swojego pokoju i podeszła do okna. Wdychając głęboko świeże powietrze starała się opanować swój gniew. Po chwili usłyszała ciche pukanie, a następnie w wejściu ukazała się jej matka.
- Jenny, wiem, że może nie jest to dobra decyzja, ale to chyba jedyny sposób, żebyś mogła wrócić do szkoły - mówiła kobieta. - Taka szansa już nigdy się nie powtórzy. Pomyśl, jak…
- To powinien być mój wybór - rzuciła szatynka, odwracając się do matki. W jej głosie nie było już złości i wzburzenia, a jedynie rozczarowanie.
Matka podeszła do dziewczyny i delikatnie ją objęła.
- Wiem - szepnęła w jej długie miękkie włosy - ale to jedyne wyjście.
Trochę czasu jej to zajęło, ale w końcu Jennifer musiała przyznać matce rację. Nie było innego sposobu, który tak szybko rozwiązałby ich problemy finansowe. Jenny nie podobało się, że nie do końca jest to legalne, jednak postanowiła zaryzykować. I tak nie miała już nic do stracenia. A zyskać mogła bardzo dużo.
Trzy godziny później czarny chevrolet zatrzymał się przed ogromną rezydencją państwa Hurley. Ten dom miał co najmniej pięćdziesiąt pokoi i wyglądał niczym pałac. Jennifer aż zaparło dech w piersiach. Nigdy nie wyobrażała sobie, że mogłaby mieszkać w takim miejscu. Wpadło jej nagle do głowy, że to udawanie kogoś innego może być całkiem ciekawe.
- Jennifer - zawołała Elena do dziewczyny, która wciąż nie mogła uwierzyć, gdzie się znalazła. - Chodź przedstawię ci moją córkę - dodała, po czym obie udały się do środka.
Tutaj wszystko było jeszcze piękniejsze niż się spodziewała. Nie miała jednak okazji przyjrzeć się temu dokładniej, gdyż pani Hurley od razu zaprowadziła ją do pokoju Katherine.
Dziewczyny zmierzyły się wzrokiem, bardzo dokładnie studiując swoje twarze. Były niemalże jak odbicia lustrzane. Aż trudno było uwierzyć, że nie są ze sobą spokrewnione. Istniały między nimi drobne różnice, jednak mało kto byłby w stanie je wychwycić.
- Dziękuję, że zgodziłaś się za mnie zatańczyć - powiedziała Katherine, jak tylko Elena zostawiła je same. - Nawet nie wiesz…
- Dlaczego akurat ja? - przerwała jej Morgan. Wcale nie miała ochoty na pustą rozmowę z tą dziewczyną. Pragnęła już mieć to wszystko za sobą.
- Bo jesteś dobra - odparła Hurley - i wyglądasz jak ja.
Uśmiechnęła się, a następnie dodała już całkowicie poważnie:
- Muszę wygrać ten konkurs, rozumiesz? A ty mi w tym pomożesz.
Może i ta odpowiedź nie była dla Jenny satysfakcjonująca, ale uśmiechnęła się do swojej rozmówczyni. To w końcu Katherine stawiała warunki. Ona miała tylko dobrze odegrać swoją rolę. Niestety szybko zdała sobie sprawę z tego, że nie będzie to wcale takie łatwe jak myślała.
Zaledwie po paru godzinach w towarzystwie tej dziewczyny dla Morgan było jasne, że poza wyglądem nic je nie łączy. Miały zupełnie inne charaktery, nawyki i sposób bycia. Jak taka dzika, niewychowana, pozbawiona dobrego stylu oraz lubiąca pakować się w kłopoty uboga dziewczyna mogła wcielić się w postać spokojnej, eleganckiej Katherine z dobrymi manierami?
- Przestań - warknęła Jenny, kiedy Hurley miała wymienić jej swoje ulubione spektakle teatralne. - Przecież ja i tak tego wszystkiego nie zapamiętam - dodała, odchylając się na miękkie poduszki.
- Musisz coś o mnie wiedzieć, jeżeli masz mnie udawać - odparła Katherine.
Jennifer rzuciła jej ukradkowe spojrzenie, a następnie powróciła do pozycji siedzącej i patrząc w tej chwili prosto w szare oczy Hurley zapytała:
- Po co?
- Jak to „po co”? - westchnęła Katherine. Ta Morgan zaczynała ją już denerwować. Najpierw komentowała wszystko, co tylko szatynka starała jej się przekazać, a teraz podważała jakikolwiek sens tej rozmowy.
- Dlaczego po prostu nie mogę być sobą? - Jenny delikatnie uniosła lewą brew. - Sama mówiłaś, że nikt cię tam nie zna…
Dalsza wypowiedź nie była już konieczna. Katherine zacisnęła mocno pięści ze złości, przywołała na twarz sztuczny uśmiech, a następnie opuściła pomieszczenie trzaskając drzwiami.
Nie minęła nawet minuta, gdy dziewczyna ponownie pojawiła się w pokoju. Znów była opanowana i uprzejma niczym prawdziwa dama.
- Rób co uważasz za słuszne, ale musisz pamiętać o granicach przyzwoitości - rzuciła, a Jenny z trudem opanowała rozbawienie spowodowane doborem słownictwa szatynki. - Nikt nie może się dowiedzieć, że nastąpiła zamiana.
Dziewczyny zmierzyły się wzrokiem i na chwilę zapadła głucha cisza.
- Poza tym mam jeszcze kilka warunków - dodała nagle Katherine. - Codziennie będziesz mi zdawała relacje z tego, co robiłaś, z kim i gdzie. W razie jakichkolwiek problemów masz dzwonić do mnie i nie możesz podważać mojego zdania. Pasuje?
Jennifer kiwnęła jedynie głową w odpowiedzi. Ulżyło jej, że Hurley nie próbowała jej zmusić, by podczas konkursu zachowywała się jak typowa bogaczka. Nie chciała stać się jedną z nich nawet na chwilę, niezależnie od ceny.
- Dobrze - Katherine podeszła do wyjścia, jednak gdy miała już otworzyć drzwi odwróciła się gwałtownie w stronę Morgan. - Jeszcze jedno: na stoliku leży lista uczestników konkursu. Przejrzyj ją. Musimy mieć pewność, że nikt cię tam nie rozpozna - rzuciła, a następnie już jej nie było.
 Niebieskooka chwyciła kawałek papieru i zaczęła rozszyfrowywać widoczne na nim litery. Wymamrotała pod nosem trzy pierwsze nazwiska, ale żadne z nich nie było jej znane. W głowie dziewczyny pojawiła się myśl, że przecież to lista osób z wyższych sfer. Skoro Katherine nigdy nie miała okazji spotkać którejś z nich, to jej szanse były tym bardziej nikłe.
Szatynka odłożyła kartkę tam, skąd ją wzięła. Niestety Jennifer nie mogła przewidzieć, że gdzieś pod końcem listy znajdowało się nazwisko kogoś, kto bardzo namieszał w jej życiu i wcale nie zamierzał zrezygnować z dalszych kontaktów z nią.

6 komentarzy:

  1. super! szkoda że była taka długa przerwa :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ale byłam bardzo zajęta w szkole. Mnie osobiście też się nie podobają te moje długie przerwy, bo sama zapominam, co pisałam wcześniej. Jednak myślę, że lepiej pisać z przerwami, niż przerwać i nie pisać wcale. Ciągle sobie obiecuję, że będę pisać częściej, ale jakoś mi to nie wychodzi.

      Usuń
    2. A wiesz juz dokladniej kiedy bedzie nastepny rozdzial ???

      Usuń
    3. Może do końca roku coś napiszę.

      Usuń
  2. matura-to-bzduraa7 grudnia 2012 18:15

    pisz pisz :) ja czekam z niecierpliwością :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Te opowiadanie jest zachwycające . : )
    Rozdział cudoo . :)

    OdpowiedzUsuń