Uwaga!

1. Blog może zawierać nieprzyzwoite treści. Czytasz na własną odpowiedzialność!
2. Nie informuję o nowych rozdziałach!
3. Szablon wykonany przeze mnie. Zabraniam kopiowania zarówno jego, jak i innych treści zawartych na całym blogu.

Bohaterowie


Opisy zamieszczone w tym poście mogą zdradzać fakty, które nie zostały jeszcze uwzględnione w opowiadaniu. Czytasz na własną odpowiedzialność! 
 - - - - -

Jennifer Morgan, 20 lat.
"Ze­ro łez, spokój i kla­sa - moja re­cep­ta na dal­sze życie." 
 
- Hej, Morgan! - Do uszu dziewczyny dotarło wołanie. Zignorowała je jednak i tylko przyspieszyła kroku, w nadziei, że może nie zostanie odnaleziona. Niestety już po chwili poczuła za sobą Jego obecność. Odwróciła się gwałtownie, a jej długie brązowe włosy zawirowały na moment w powietrzu, by następnie opaść na szczupłe ramiona.
- Czego? - warknęła, jednocześnie odpychając od siebie chłopaka, który zaskoczony jej ruchem nie zdążył w miarę szybko się zatrzymać i wpadł na nią.
- Ty jak zwykle nieuprzejma i agresywna... ale mimo wszystko urocza. - Na jego ustach pojawił się uśmiech. Zrobił krok w jej stronę, a ona automatycznie się cofnęła. Wraz z kolejnym posunięciem dziewczyna poczuła na plecach coś zimnego. Znalazła się w pułapce, stojąc między nim, a ścianą.
- I to mi się właśnie w tobie podoba - dodał po chwili, zagłębiając spojrzenie w jej dużych oczach, okolonych wachlarzem zadziwiająco długich, ciemnych rzęs. Mógłby utonąć w jej nieziemskich tęczówkach o kolorze królewskiego błękitu, które teraz robiły się coraz ciemniejsze ze złości.
Szatynka była od niego dużo niższa, więc pochylił się nieco, pragnąc znaleźć się jeszcze bliżej dziewczyny. Jennifer poczuła jego ciepły oddech na swoich pełnych zmysłowych wargach. Przez chwilę walczyła z pokusą, by go pocałować. Jednak zbyt dobrze znała tego chłopaka i nie miała zamiaru znów bawić się w jego gierki.
Wykorzystując jego chwilową nieuwagę odepchnęła go od siebie i odsunęła się na bezpieczną odległość, by następnie kontynuować swą wędrówkę.
- Zaczekaj - zawołał chłopak, usiłując ją zatrzymać - nie powiedziałem ci jeszcze...
- Nie interesuje mnie to - rzuciła przez ramię, nie pozwalając mu dokończyć. Uniosła dumnie podbródek i pewnym krokiem ruszyła przed siebie.

- - -

Katherine Hurley, 21 lat.
"Sku­piam się na tym, co chcę osiągnąć, a nie na przeszkodach. Bliżej mi wte­dy do celu."

Młoda szatynka oderwała wzrok od czasopisma i spojrzała na siedzącą po drugiej stronie sofy kobietę. Przez dłuższą chwilę tylko na nią patrzyła i uśmiechała się podstępnie pod nosem.
- A co jeśli istnieje pewien sposób? - Nagle dziewczyna postanowiła przerwać panującą w pomieszczeniu ciszę. Zawahała się na moment, czekając na reakcję towarzyszki, jednak ta nawet nie drgnęła, wciąż wpatrzona w swoją książkę. - Myślę, że...
Nie dokończyła, gdyż przerwał jej gorzki śmiech kobiety, która niespodziewanie się ożywiła.
- Wybacz, kochanie, ale nie rozumiesz, że w tej sytuacji nic nie da się zrobić - rzuciła kobieta, po czym ponownie zajęła się lekturą.
- Nie, to ty nie rozumiesz - odparła Katherine. Mimo lekkiej frustracji, jej słowa brzmiały spokojnie. Była opanowana i jak przystało na prawdziwą damę zawsze kontrolowała swoje emocje. - Może to, co się stało to nie był przypadek. Co jeśli to znak, który powinnyśmy wykorzystać? - Młoda Hurley przerwała na chwilę, upajając się zaintrygowaną miną swej rozmówczyni. Chciała przez moment potrzymać ją w niepewności. Czuła się wtedy ważna niczym królowa.
- Ciągle powtarzasz, że do niczego się nie nadaję; że jestem zbyt leniwa i słaba, żeby coś w życiu osiągnąć, a w głowie mi tylko imprezy. - W dużych szarych oczach tej dziewczyny pojawił się nagle dziwny błysk. Jej spojrzenie wręcz krzyczało samolubne "Jestem genialna!". Szatynka była pewna, że jej pomysł nie ma sobie równych.
- I? - ponagliła ją kobieta siedząca obok.
- Ja bym się tam tylko męczyła i jak sama powiedziałaś, i tak wróciłabym z pustymi rękoma. Ale jeśli to nie ja pojawię się w Nowym Jorku... - urwała, wiedząc, że jej rozmówczyni wie już, na czym polegał plan szatynki. Uśmiechnęła się, a w jej policzkach pojawiły się malutkie dołeczki, nadające jej twarzy niewinny i słodki wygląd.
- Hm... Sprytnie to sobie wykombinowałaś - powiedziała kobieta i pogłaskała Katherine po głowie, targając jej długie miękkie włosy. -  Nie sądziłam, że jesteś taka inteligentna.
- A jednak - odparła dziewczyna, po czym obie pogrążyły się we własnych myślach.
- - -

Nigel Reed, 21 lat.
"Skur­wy­synom zaw­sze jest łatwiej."

Bezszelestnie uchyliła drzwi i szybko wślizgnęła się do środka ogromnej sali. Stanęła przy ścianie i z zainteresowaniem spojrzała w kierunku średniego wzrostu szatyna, testującego właśnie nową figurę taneczną. Przygryzła dolną wargę kierując spojrzenie na koszulkę chłopaka, która była cała mokra od potu i ściśle przylegała do wysportowanej sylwetki Nigela, podkreślając idealnie wyrzeźbione mięśnie na jego klatce piersiowej. Nigdy nie wydał jej się bardziej seksowny niż w tej chwili.
Z ust dziewczyny wydarł się cichy jęk, a szatyn automatycznie odwrócił się w jej stronę. Spojrzał na nią swoimi czekoladowymi oczami i wyszczerzył równiutkie białe zęby. W tej samej chwili znalazł się przy obserwatorce.
- Co tu robisz? - rzucił beznamiętnie. Jak zawsze starał się ukryć swoje emocje.
Dziewczyna zrobiła krok do przodu. Stała teraz tak blisko Reeda, że czuła bijące od niego ciepło.
- Chciałam się tylko upewnić, że nadal jesteś po mojej stronie - szepnęła.
Nagle całe pomieszczenie wypełnił śmiech chłopaka. Nieco ironiczny, a zarazem niezwykle zmysłowy i przyjemny dla uszu.
- To tylko gra. - Spojrzał jej głęboko w oczy. - Będę ją uwodził i dawał nadzieje. Pozwolę jej uwierzyć, że jest dla mnie ważna. - Przez jego słowa przemawiała zuchwałość i pewność siebie.
- A co potem? - spytała, odgarniając kosmyk włosów z jego opalonej twarzy.
- Co zrobię kiedy już mi się znudzi? - Uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny, bezczelny sposób. - Wykorzystam i wyrzucę na bruk, wystawiając jej psychikę na próbę.

- - - 

Brook Turner, 21 lat.
 "Chci­wość to cichy zabójca uczuć."

- Dlaczego to robisz? - spytała, napotykając złowrogie spojrzenie niebieskich oczu Brook. - Masz wszystko, o czym większość może tylko pomarzyć. Jesteś śliczna, bogata i inteligentna, a ludzie cię uwielbiają. Czego ty tak właściwie chcesz?
Zapadła cisza. Młoda Turner, nie spuszczając wzroku z towarzyszki, zaczęła bawić się swoimi włosami, owijając blond loczki wokół długich palców.
- Nie przyszło ci nigdy do głowy, że może ja po prostu lubię patrzeć, jak inni cierpią? - spytała w końcu, a jej pełne wargi wygięły się w zuchwałym uśmiechu.
- Słyszałam, że rozpieszczeni ludzie mają dziwne hobby, ale ty przekraczasz wszelkie granice...
- Ojej, jakie to smutne - rzuciła sarkastycznie Brook, nie pozwalając tamtej na bardziej obszerny komentarz. - Jeszcze mi powiedz, że nie mam serca a się rozpłaczę.
Dziewczyna siedząca obok blondynki nagle zdała sobie sprawę z tego, że dalsza rozmowa nie ma sensu. Cokolwiek by powiedziała Turner i tak obróciłaby wszystko tak, by tylko ją poniżyć.
- Wybacz, że swoją osobą zniszczyłam twoją wizję idealnego świata - dodała Brook po dłuższej chwili milczenia. W jej głosie nie było jednak słychać skruchy, ale raczej triumf i poczucie władzy. - Czarne charaktery istnieją nie tylko w bajkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz