Opisy zamieszczone w tym
poście mogą zdradzać fakty, które nie zostały jeszcze uwzględnione w
opowiadaniu. Czytasz na własną odpowiedzialność!
- - - - -
"Zero łez, spokój i klasa - moja recepta na dalsze życie."
- Hej, Morgan! - Do uszu
dziewczyny dotarło wołanie. Zignorowała je jednak i tylko przyspieszyła kroku,
w nadziei, że może nie zostanie odnaleziona. Niestety już po chwili poczuła za
sobą Jego obecność. Odwróciła się gwałtownie, a jej długie brązowe włosy
zawirowały na moment w powietrzu, by następnie opaść na szczupłe ramiona.
- Czego? - warknęła,
jednocześnie odpychając od siebie chłopaka, który zaskoczony jej ruchem nie
zdążył w miarę szybko się zatrzymać i wpadł na nią.
- Ty jak zwykle nieuprzejma
i agresywna... ale mimo wszystko urocza. - Na jego ustach pojawił
się uśmiech. Zrobił krok w jej stronę, a ona automatycznie się cofnęła. Wraz z
kolejnym posunięciem dziewczyna poczuła na plecach coś zimnego. Znalazła się w
pułapce, stojąc między nim, a ścianą.
- I to mi się właśnie w tobie
podoba - dodał po chwili, zagłębiając spojrzenie w jej dużych oczach,
okolonych wachlarzem zadziwiająco długich, ciemnych rzęs. Mógłby utonąć w jej nieziemskich
tęczówkach o kolorze królewskiego błękitu, które teraz robiły się coraz
ciemniejsze ze złości.
Szatynka była od niego dużo
niższa, więc pochylił się nieco, pragnąc znaleźć się jeszcze bliżej
dziewczyny. Jennifer poczuła jego ciepły oddech na swoich pełnych zmysłowych
wargach. Przez chwilę walczyła z pokusą, by go pocałować. Jednak zbyt
dobrze znała tego chłopaka i nie miała zamiaru znów bawić się w jego gierki.
Wykorzystując jego chwilową
nieuwagę odepchnęła go od siebie i odsunęła się na bezpieczną odległość, by
następnie kontynuować swą wędrówkę.
- Zaczekaj - zawołał chłopak,
usiłując ją zatrzymać - nie powiedziałem ci jeszcze...
- Nie interesuje mnie to -
rzuciła przez ramię, nie pozwalając mu dokończyć. Uniosła dumnie
podbródek i pewnym krokiem ruszyła przed siebie.
- - -
"Skupiam się na tym, co chcę osiągnąć, a nie na przeszkodach. Bliżej mi wtedy do celu."
Młoda
szatynka oderwała wzrok od czasopisma i spojrzała na siedzącą po drugiej
stronie sofy kobietę. Przez dłuższą chwilę tylko na nią patrzyła i uśmiechała
się podstępnie pod nosem.
- A co
jeśli istnieje pewien sposób? - Nagle dziewczyna postanowiła przerwać panującą
w pomieszczeniu ciszę. Zawahała się na moment, czekając na reakcję towarzyszki,
jednak ta nawet nie drgnęła, wciąż wpatrzona w swoją książkę. - Myślę, że...
Nie
dokończyła, gdyż przerwał jej gorzki śmiech kobiety, która niespodziewanie się
ożywiła.
- Wybacz,
kochanie, ale nie rozumiesz, że w tej sytuacji nic nie da się zrobić - rzuciła
kobieta, po czym ponownie zajęła się lekturą.
- Nie, to
ty nie rozumiesz - odparła Katherine. Mimo lekkiej frustracji, jej słowa
brzmiały spokojnie. Była opanowana i jak przystało na prawdziwą damę
zawsze kontrolowała swoje emocje. - Może to, co się stało to nie był
przypadek. Co jeśli to znak, który powinnyśmy wykorzystać? - Młoda Hurley
przerwała na chwilę, upajając się zaintrygowaną miną swej rozmówczyni. Chciała
przez moment potrzymać ją w niepewności. Czuła się wtedy ważna niczym
królowa.
- Ciągle
powtarzasz, że do niczego się nie nadaję; że jestem zbyt leniwa i słaba,
żeby coś w życiu osiągnąć, a w głowie mi tylko imprezy. - W dużych
szarych oczach tej dziewczyny pojawił się nagle dziwny błysk. Jej
spojrzenie wręcz krzyczało samolubne "Jestem genialna!".
Szatynka była pewna, że jej pomysł nie ma sobie równych.
- I? -
ponagliła ją kobieta siedząca obok.
- Ja bym
się tam tylko męczyła i jak sama powiedziałaś, i tak wróciłabym z pustymi
rękoma. Ale jeśli to nie ja pojawię się w Nowym Jorku... - urwała, wiedząc, że
jej rozmówczyni wie już, na czym polegał plan szatynki. Uśmiechnęła się, a w
jej policzkach pojawiły się malutkie dołeczki, nadające jej twarzy niewinny
i słodki wygląd.
- Hm... Sprytnie
to sobie wykombinowałaś - powiedziała kobieta i pogłaskała Katherine po głowie,
targając jej długie miękkie włosy. - Nie sądziłam, że jesteś taka inteligentna.
- A jednak
- odparła dziewczyna, po czym obie pogrążyły się we własnych myślach.
- - -
Nigel Reed, 21 lat.
"Skurwysynom zawsze jest łatwiej."
Bezszelestnie
uchyliła drzwi i szybko wślizgnęła się do środka ogromnej sali. Stanęła przy
ścianie i z zainteresowaniem spojrzała w kierunku średniego wzrostu szatyna, testującego właśnie nową figurę
taneczną. Przygryzła dolną wargę kierując spojrzenie na koszulkę chłopaka,
która była cała mokra od potu i ściśle przylegała do wysportowanej sylwetki Nigela, podkreślając idealnie wyrzeźbione mięśnie na jego klatce piersiowej.
Nigdy nie wydał jej się bardziej seksowny
niż w tej chwili.
Z ust
dziewczyny wydarł się cichy jęk, a szatyn automatycznie odwrócił się w jej stronę.
Spojrzał na nią swoimi czekoladowymi
oczami i wyszczerzył równiutkie
białe zęby. W tej samej chwili znalazł się przy obserwatorce.
- Co tu robisz? - rzucił
beznamiętnie. Jak zawsze starał się
ukryć swoje emocje.
Dziewczyna zrobiła krok do
przodu. Stała teraz tak blisko Reeda, że czuła bijące od niego ciepło.
- Chciałam się tylko upewnić,
że nadal jesteś po mojej stronie - szepnęła.
Nagle całe pomieszczenie
wypełnił śmiech chłopaka. Nieco ironiczny, a zarazem niezwykle zmysłowy i przyjemny dla uszu.
- To tylko gra. - Spojrzał jej
głęboko w oczy. - Będę ją uwodził i dawał nadzieje. Pozwolę jej uwierzyć, że
jest dla mnie ważna. - Przez jego słowa przemawiała zuchwałość i pewność siebie.
- A co potem? - spytała,
odgarniając kosmyk włosów z jego opalonej
twarzy.
- Co zrobię kiedy już mi się
znudzi? - Uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny, bezczelny sposób. - Wykorzystam i wyrzucę na bruk, wystawiając jej
psychikę na próbę.
- - -
"Chciwość to cichy zabójca uczuć."
- Dlaczego
to robisz? - spytała, napotykając złowrogie spojrzenie niebieskich oczu Brook. - Masz wszystko, o czym większość może
tylko pomarzyć. Jesteś śliczna, bogata i inteligentna, a ludzie cię
uwielbiają. Czego ty tak właściwie chcesz?
Zapadła
cisza. Młoda Turner, nie spuszczając
wzroku z towarzyszki, zaczęła bawić się swoimi włosami, owijając blond loczki wokół długich palców.
- Nie
przyszło ci nigdy do głowy, że może ja po prostu lubię patrzeć, jak inni
cierpią? - spytała w końcu, a jej pełne
wargi wygięły się w zuchwałym
uśmiechu.
-
Słyszałam, że rozpieszczeni ludzie
mają dziwne hobby, ale ty przekraczasz wszelkie granice...
- Ojej,
jakie to smutne - rzuciła sarkastycznie Brook, nie pozwalając tamtej na bardziej obszerny komentarz. - Jeszcze mi powiedz, że nie mam serca a się rozpłaczę.
Dziewczyna
siedząca obok blondynki nagle zdała sobie sprawę z tego, że dalsza rozmowa nie
ma sensu. Cokolwiek by powiedziała Turner i tak obróciłaby wszystko tak, by
tylko ją poniżyć.
- Wybacz,
że swoją osobą zniszczyłam twoją wizję idealnego świata - dodała Brook po
dłuższej chwili milczenia. W jej głosie nie było jednak słychać skruchy, ale
raczej triumf i poczucie władzy. - Czarne charaktery istnieją nie tylko w
bajkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz