- Cholera -
mruknęła Jenny pod nosem. Nie spodziewała się, że chłopak tak szybko postanowi
urwać się z imprezy. Przecież dopiero co tam poszedł. Czyżby zauważył, że
zabrała mu klucz?
Szatynka szybko
zgasiła światło i wgramoliła się pod łóżko. Przez dłuższą chwilę naokoło
panowała przerażająca cisza. Nawet chrobotanie przy drzwiach ustało. Jennifer
przyszło nagle do głowy, że może te dźwięki były jedynie wytworem jej wyobraźni
i nie ma co panikować. Już chciała wyjść z ukrycia, jednak powstrzymał ją gość,
który cichutko wtargnął do pokoju.
- Możesz
wyjść - dotarło do uszu dziewczyny zaraz po tym, jak zapaliło się światło.
Szatynka znieruchomiała. Serce waliło jej jak oszalałe. - No dalej. I tak wiem,
że tu jesteś.
Nie
odezwała się ani słowem i tylko wstrzymała oddech, by nie zdradzić swojej
obecności, jednak wiedziała, że Nigel nie odpuści i będzie czekał, aż znudzi
jej się to leżenie pod łóżkiem.
Zamknęła
oczy, a gdy je otworzyła o mało nie krzyknęła, kiedy zobaczyła jego twarz tuż
przy swojej.
- Wygodnie
ci? - spytał z uśmiechem, a kiedy nie odpowiedziała pomógł dziewczynie wydostać
się ze swojej kryjówki.
Jennifer
była zła. Powinna była lepiej przemyśleć to, co chciała zrobić. Nie mogła
uwierzyć, że tak po prostu pozwoliła mu przyłapać się na gorącym uczynku. Z
drugiej jednak strony nie będzie musiała już dłużej udawać przed Nigelem.
Chciała mieć tego chłopaka dla siebie - dla Jennifer, a nie Katherine. Tamta
niech znajdzie sobie własnego księcia. Co prawda nie zamierzała w najbliższym
czasie angażować się w jakiś głębszy związek, ale odrobina zabawy była czymś,
czego potrzebowała, by oderwać się od szarej rzeczywistości i zapomnieć o
problemach. A to właśnie zapewniał jej ten wysoki przystojniak.
- Gdzie to
schowałeś? - rzuciła szatynka jednocześnie krzyżując ręce na piersiach. Cały
czas nie spuszczała wzroku z czekoladowych tęczówek Reeda.
- Co
schowałem? - spytał, choć dobrze wiedział, o co jej chodzi. Uśmiech wciąż widniał na jego twarzy.
- Zegarek -
odparła dziewczyna.
- Ach,
zegarek… - mruknął, po czym sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął z niej
srebrny łańcuszek z czarnym zegarkiem w kształcie gitary. A więc miał go cały
czas przy sobie. Sprytnie - przeszło Jenny przez myśl.
Reed uniósł
ozdobę na wysokość oczu szatynki i delikatnie nią zakołysał. Dziewczyna
uśmiechnęła się sztucznie i już chciała odebrać mu swoją własność gdy chłopak
nagle cofnął dłoń.
- Co? - Przeniosła
wzrok na jego twarz.
- Myślę, że
wiesz - odparł spokojnie. W spojrzeniu dziewczyny dało się wyczuć narastającą
złość. Miał wrażenie, że najchętniej rozszarpałaby go na strzępy. Nie chciał by
była jego wrogiem, ale droczenie się z nią sprawiało mu nieopisaną radość. Nie
zamierzał z tego rezygnować.
Szatynka
westchnęła. Przez chwilę żadne z nich nic nie mówiło. Mierzyli się wzrokiem i
czekali.
- Nie
jestem Katherine Hurley, tylko Jennifer Morgan - powiedziała w końcu,
przerywając ciszę tak gwałtownie, że sama wzdrygnęła się na dźwięk własnego
głosu.
Coś
podpowiadało jej, że powinna skłamać i powiedzieć mu, że zawsze była Katherine,
a wtedy gdy spotkali się po raz pierwszy po prostu oszukała go podając fałszywe
imię. To ocaliłoby jej tajemnicę, ale też odebrałoby Jennifer szansę na
pogłębienie ich znajomości w przyszłości.
- W takim
razie, co ty tutaj robisz? - spytał lekko zdezorientowany.
Szatynka
westchnęła. Nie chciała zdradzać mu wszystkiego, jednak wiedziała, że Reed nie
da jej spokoju, póki tego nie zrobi. Usiadła na łóżku i wlepiła wzrok w
podłogę. Zastanawiała się, od czego ma zacząć i jak dużo może mu zdradzić.
- To był
pomysł Katherine. - Spojrzała na chłopaka. Stał nieruchomo i czekał. - Skręciła
kostkę i nie mogła tu przyjechać. Nie chciała jednak rezygnować z konkursu,
więc uznała, że skoro jesteśmy do siebie bardzo podobne, to zajmę jej miejsce -
wyjaśniła w skrócie i ponownie spuściła wzrok. - Nikt miał nie zauważyć, że
nastąpiła zamiana - dodała po chwili, ściszając głos.
- Ja
zauważyłem - rzucił Nigel triumfująco. Jenny odsłoniła przed nim wszystkie
karty. Miał ją w garści. Musiał jedynie dobrze wykorzystać informacje, które mu
przekazała.
Dziewczyna
prychnęła, gwałtownie podnosząc się z miejsca. Stanęła naprzeciwko szatyna. Jej
wyzywające spojrzenie go przyciągało. Patrząc w ogromne niebieskie oczy młodej Morgan
zastanawiał się, czy aby na pewno to on był tym, który kontroluje całą sytuację.
- Teraz już
znasz moją tajemnicę - rzuciła pragnąc zakończyć rozmowę. - Katherine mnie
zabije - dodała po chwili, a on delikatnie się uśmiechnął. - Zadowolony jesteś?
Nie
odpowiedział. Zrobił jedynie krok do przodu, by znaleźć się jeszcze bliżej
dziewczyny i założył jej na szyję łańcuszek.
- Nie do
końca - rzucił i pogłaskał ją opuszkami palców po policzku.
Myślała, że
teraz ją pocałuje. Patrzył na nią jak na apetyczny kawałek tortu, który za
wszelką cenę musi posmakować. Jenny poczuła się dość nieswojo. Nie miała
pojęcia jak zareagować. Stała nieruchomo, prawie nie oddychając. Jakby bała się
zmącić tę cudowną chwilę.
Denerwował
ją ten chłopak, to prawda, ale w gruncie rzeczy bardzo jej się podobał. Udawała
przed nim niedostępną, jednak tylko dlatego, że on pierwszy usiłował wplątać ją
w swoje gierki.
Jennifer
uchyliła delikatnie wargi i czekała, a on pochylił się nad nią i szepnął wprost
do ucha dziewczyny:
- Będziesz
ze mną tańczyć? - Szatynka nie była pewna, ale miała wrażenie, że było to
bardziej stwierdzenie niż pytanie.
Jego oddech
łaskotał jej szyję. Po chwili w tym samym miejscu poczuła dotyk zimnych palców
Nigela. Zadrżała, kiedy ten przyjemny chłód powędrował w okolice obojczyka.
- Już ci
mówiłam, że nie - odparła tak cicho, że ledwie ją usłyszał.
- To może
zmienisz zdanie? - Spojrzał w jej duże oczy okolone wachlarzem zniewalająco
długich rzęs. Mógłby utonąć w jej nieziemskich tęczówkach o kolorze
królewskiego błękitu.
-
Musiałabyś mnie przekonać. - Uśmiechnęła się ponętnie, przygryzając dolną
wargę, a następnie zarzuciła mu ramiona na szyję. Teraz to ona miała ochotę
trochę się nim pobawić. Kusić, czarować i pozostawić samego z pustymi
oczekiwaniami i wyobrażeniami, jak cudownie mogło być.
Nigel
przysunął swoją twarz bliżej, by zamknąć jej usta długim pocałunkiem. Nie
zdążył jednak tego zrobić, gdyż nagle Jenny przyłożyła palec do jego warg.
- Jeśli
powiesz komukolwiek o tym, co usłyszałeś, zabiję cię - szepnęła całkowicie
poważnie. Opuściła dłoń i oderwała się od chłopaka. Podążyła w kierunku wyjścia.
Tam zatrzymała się na moment i odwróciła w stronę szatyna. Chciała coś
powiedzieć, ale jedyne co była w stanie zrobić, to szeroko się uśmiechnąć. Po
chwili zniknęła za drzwiami.
Nigel wybiegł
za nią, jednak Jenny zdążyła już ukryć się w swoim pokoju. Chciał pójść jej
śladem, gdy nagle zauważył wysoką blondynkę obserwującą go z końca korytarza. Podstępny
uśmiech dziewczyny zmusił go do odwrotu.
***
Brook
Turner - długonoga piękność o lśniących kręconych włosach koloru blond i
inteligentnym wyrazie twarzy, która bardziej przypominała modelkę niż przyszłą tancerkę
- zmierzała właśnie korytarzem w kierunku stołówki. Szła pewnie, a każdy jej
krok był idealnie wyważony i pełen gracji. Mimo wysokich obcasów nawet na
moment nie straciła równowagi.
Gdy dotarła
do pomieszczenie przystanęła w wejściu i udając, że poprawia swoją krótką
granatową spódniczkę ściśle przylegającą do ciała, rozejrzała się wkoło. Było
tu dość pusto i cicho. Jedynie dwa stoliki zostały zajęte. Jednak Brook wcale
to nie przeszkadzało, ponieważ przy jednym z nich siedziała dziewczyna, którą
właśnie starała się znaleźć.
Nie chcąc
tracić czasu podeszła do szatynki. Promienny uśmiech ozdobił jej śliczną twarz,
dodając blondynce uroku i niewinności.
- Cześć -
rzuciła uprzejmie, a następnie wyciągnęła dłoń w kierunku Jennifer. - Jestem
Brook.
- Katherine
- odparła szatynka i już miała podać jej rękę, kiedy Turner nagle odsunęła
swoją.
Spojrzenia
niebieskich oczu obu dziewczyn się spotkały.
- Słuchaj,
Katherine - zaczęła blondynka, wyraźnie zaznaczając do kogo się zwraca. Już nie
była miła i chętna do zawarcia przyjaźni, a jej słodki uśmiech gdzieś się
ulotnił. - Nie wiem, za kogo się uważasz i co kombinujesz, ale ostrzegam cię:
Reed jest mój i masz trzymać się od niego z daleka.
Nie czekała
na jakąkolwiek odpowiedź. Dokładnie wiedziała, że szatynka będzie chciała
podważyć jej słowa, a ona nie miała zamiaru wdawać się w pustą dyskusję. To
Brook stawiała warunki i nigdy nie ponosiła porażki. Powiedziała, co zamierzała
powiedzieć i natychmiast ruszyła w stronę powrotną.
- Masz
przerąbane - skomentowała niespodziewanie siedząca obok Jenny Danielle, na
którą blondynka nie zwróciła najmniejszej uwagi.
Morgan spojrzała
na nią pytająco.
- Spotkałam
ją kiedyś na jakimś obozie tanecznym - wyjaśniła brunetka, bawiąc się rurką od
soczku. - Mówię ci, skoro już się na tobie uwzięła, to nie da ci żyć. Niezła z
niej małpa.
-
Ja też potrafię być niezłą małpą - odparła szatynka spoglądając w
stronę oddalającej się postaci ślicznej Turner. Na jej twarzy pojawił
się wredny uśmiech. Skoro Brook chce wojny, to będzie ją miała.
Wróciłam po małej nieobecności i już wszystko przeczytałam :) Dalej świetnie piszesz i super się to czyta!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że w końcu Jennifer przyznała się Nigelowi kim jest naprawdę :) No i mam nadzieję, że jednak będą oni tańczyć razem ;D
Czekam na kolejny rozdział (oby jak najszybciej się pojawił) i życzę dużo weny ;)
Pozdrawiam.
uwielbiam tą historię! te momenty Jennifer&Nigel - fenomenalne! czekam czekam czekam ;))
OdpowiedzUsuńŚliczny nagłówek <3 Ale apropos rozdziału: jedyne, co mi się nie spodobało, to wprowadzenie Brook. Nie wiem czemu, te dwa pierwsze zdania... chyba mi po prostu nie zabrzmiały. Reszta jak zwykle cudna, czekam na ciąg dalszy! Pozdrawiam, E.
OdpowiedzUsuń