Danielle
walnęła pięścią w drzwi od łazienki. Delikatne pukanie już ją znudziło, a do
tego rozbolała ją ręka. Dziewczyna myślała, że w ten sposób uda jej się
pospieszyć koleżankę, ale Jenny wciąż tkwiła w środku.
- Ile
jeszcze będziesz tam siedzieć? - warknęła młoda Brown. - Przez ciebie się
spóźnimy. - Brunetka westchnęła ciężko i już miała wymierzyć kolejny cios w
drzwi, gdy te nagle się otworzyły.
-
Spokojnie. Już możemy iść - rzuciła Jennifer, wymijając współlokatorkę.
Podeszła do szafy i wyciągnęła z niej czarne szpilki, które idealnie pasowały
do jej równie ciemnej sukienki. Następnie sięgnęła po torebkę i obie wyszły z
pokoju, zamykając drzwi na klucz.
W milczeniu
szły wzdłuż ulicy, podziwiając piękno nocnego krajobrazu miasta. O tej porze
wszystko dokoła wyglądało zjawiskowo i magicznie, niczym w bajce. Wysokie
latarnie oświetlające chodniki nadawały niecodzienny nastrój, a ogromne budynki
nie sprawiały już wrażenia zimnych i przytłaczających budowli. Gdzie by nie
spojrzeć świeciły się urocze kolorowe światełka wywołujące pozytywne emocje.
Jennifer
nigdy nie przepadała za dużymi miastami, ale musiała przyznać, że bardzo jej
się tu podoba. Uśmiech mimowolnie wkradł się na jej usta. Nie była jednak
pewna, czy wywołała go magiczna aura Nowego Jorku czy raczej zmierzający w
stronę dziewczyny Reed, który zobaczył ją, kiedy razem z Danielle weszły do
klubu.
- Witam
moje panie - rzucił szatyn, a następnie wyszczerzył zęby. Mówiąc nie spuszczał
wzroku z niebieskich oczu Jenny, jakby pragnął ją zahipnotyzować. - Nie ma jeszcze
wszystkich. Ci, którzy przyszli siedzą tam - dodał, wskazując stolik w rogu
pomieszczenia. Miał nadzieję, że Danielle pójdzie przywitać się z resztą, a on
będzie miał chwilę by porozmawiać z Morgan. Nic takiego się jednak nie stało.
Brunetka wciąż stała przy koleżance.
- Idź -
powiedziała Jenny po kilku sekundach milczenia, odgadując zamiary Nigela. -
Zaraz do ciebie dołączę - dodała i uśmiechnęła się uprzejmie.
Kiedy tylko
Brown się oddaliła szatyn zmierzył wzrokiem całą sylwetkę szatynki. Miała na
sobie bardzo obcisłą, czarną sukienkę nie sięgającą nawet do polowy ud, która
idealnie podkreślała jej szczupłą figurę i odsłaniała długie nogi w wysokich
szpilkach. Włosy dziewczyny były spięte z tyłu głowy w koński ogon, by nie
przysłaniały jej nagich ramion. Natomiast jeśli chodzi o makijaż, to był on
dość delikatny. Jedyne, co rzucało się w oczy to zmysłowe usta umalowane
krwistoczerwoną szminką. A wszystko to razem tworzyło piorunujący efekt.
-
Wyglądasz… - powiedział Reed, szukając w głowie odpowiedniego słowa.
- Pięknie?
Kusząco? Seksownie? - dopytywała Morgan z podstępnym uśmiechem. Widziała w jego
czekoladowych oczach, że nie może się jej oprzeć. Jeszcze trochę i będzie w
stanie zrobić dla niej wszystko.
Chłopak
pokręcił głową, a następnie nachylił się nad Jenny i szepnął wprost do jej
ucha:
- Cholernie
nieprzyzwoicie.
Morgan
lekko zadrżała, czując oddech Nigela na swojej szyi. Uśmiech nie znikał z jej
twarzy.
-
Zatańczymy? - spytał szatyn jednocześnie wyciągając do niej rękę.
Dlaczego
nie? - przemknęło jej przez myśl. - Jeden taniec jeszcze nikomu nie zaszkodził.
Podała mu swoją dłoń, a następnie oboje wkroczyli na parkiet. Reed objął
szatynkę w pasie i mocno do siebie przyciągnął. Pod wpływem bliskości chłopaka
serce Jenny zaczęło bić szybciej. Poczuła się równie dziwnie jak wtedy, gdy
trzymał ją w swoich ramionach tego dnia, kiedy się poznali. Jakby cały świat
się nagle zatrzymał.
- Chcesz mi
coś powiedzieć? - Jego słowa nagle wyrwały ją ze wspomnień. Spojrzała na niego
pytająco. - Przyznaj, że nie jesteś Katherine Hurley.
- Niby
dlaczego miałabym to zrobić? - rzuciła niebieskooka, delikatnie odsuwając się
od Nigela.
- Bo taka
jest prawda - powiedział, a następnie, przeczuwając, że dziewczyna zaraz od
niego ucieknie, cofnął się o krok i okręcił ją wokół własnej osi. Potem chwycił
obiema rękami zdezorientowaną szatynkę i pochylił do tyłu. Gdyby ją teraz
puścił z hukiem wylądowałaby na podłodze.
Patrzyli
sobie głęboko w oczy, w milczeniu i bezruchu, czekając, które pierwsze oprze
się pokusie i przerwie tą pełną napięcia chwilę. Ich twarze były tak blisko
siebie, że Jenny czuła na swoich wargach przyspieszony oddech szatyna. Niczego
nie pragnęła bardziej niż znów poczuć smak jego ust.
Nagle Reed
postawił dziewczynę w normalnej pozycji, by mogli dalej kontynuować taniec. Nie
rozumiała tego. To nie tak miało wyglądać. Przecież miał ją pocałować… Morgan poczuła
się nieco rozczarowana i zawiedziona. A może to była część jego planu? Czyżby
znów chciał wplątać ją w jakąś gierkę? Niech uważa, bo ona też coś dla niego
przygotowała.
-
Zatańczysz ze mną podczas konkursu? - zapytał niespodziewanie, przerywając
milczenie. Jego głos brzmiał zupełnie inaczej niż przed chwilą. Teraz był taki…
obojętny. Nawet nie patrzył jej w oczy, ale gdzieś w przestrzeń za plecami
dziewczyny.
- Dlaczego
ja? - Doskonale zdawała sobie sprawę, że prędzej czy później usłyszy od niego
to pytanie i dobrze też znała przyczynę, ale uznała, że jeśli od razu się nie
zgodzi to będzie to wyglądało trochę podejrzanie.
- Podobasz
mi się - powiedział czarująco, a następnie uśmiechnął się w ten
charakterystyczny bezczelny sposób. Jego spojrzenie ponownie napotkało wzrok
Jennifer.
- Hm… Mam
rozumieć, że chcesz ze mną tańczyć, ponieważ liczysz na przelotny romans? -
Przez słowa Morgan przebijała lekka drwina. - To nie jest zbytnio
przekonywujące, wiesz o tym? - dodała po chwili, po czym wyswobodziła się z
jego ramion. Nie odeszła jednak daleko, gdyż złapał ją za rękę i ponownie
przyciągnął w swoją stronę.
- Nie chcę
być twoją zabawką, Nigel - rzuciła, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. -
Spróbuj z kimś innym. Masz jeszcze cztery dziewczyny do wyboru.
- Ale żadna
z nich nie jest taka jak ty.
- Jak ja? -
spytała. Musiała przyznać, że jego wypowiedź bardzo ją zainteresowała.
Spojrzała prosto w jego czekoladowe oczy i czekała na wyjaśnienia. Nie
zamierzała stamtąd odejść, dopóki ich nie otrzyma.
- Jesteś
wyjątkowa, Jenny - zaczął. Mówił poważnie i powoli, obmyślając każde
wypowiadane słowo.
- Katherine
- poprawiła go, jednak on to zignorował. Mogła udawać przed wszystkimi, ale nie
przed nim. Doskonale wiedział jaka jest prawda.
- Piękna i
urocza, a jednocześnie tajemnicza i nieprzewidywalna - kontynuował. Ujął jej
twarz w dłonie i opuszkami palców pogłaskał policzek dziewczyny. - Stanowisz
dla mnie ciekawą zagadkę. Próba rozgryzienia cię może stanowić niezłą rozrywkę.
- Wraz z tymi słowami powrócił stary Nigel - arogancki i bezczelny typ, który
traktuje innych z wyższością i potrafi sobie z nich tylko żartować.
- Pff…
Jeśli to miało mnie przekonać, to jesteś głupszy niż myślałam - odparła,
odsuwając się. Jej słowa go uraziły. Stał oszołomiony przez chwilę, patrząc jak
odchodzi. W końcu podbiegł do niej.
- Mogę
zapewnić ci zwycięstwo - szepnął do ucha Jenny, a ta się zaśmiała.
- Każdy by
tak powiedział, gdyby skończyły mu się już porządne argumenty, których szczerze
mówiąc nawet nie miałeś - rzuciła rozbawiona. - Raczej nie sądzę, byśmy razem
mieli szansę wygrać. Ja dostałam się tutaj na siódmym miejscu, a ty na trzecim,
co świadczy o tym, że są lepsi od nas. Poza tym ja cię nawet nie lubię. - Jej
usta wykrzywił wymuszony uśmiech.
- Tak, ale
żeby się tu dostać tańczyliśmy sami, a teraz czeka nas praca zespołowa -
usiłował ją przekonać. - Przyznaj, że stanowimy dobraną parę. Idealnie się ze
sobą zgrywamy, a nawet improwizowanie wychodzi nam znakomicie.
Może i
faktycznie coś z tego co mówił było prawdą, ale Jenny za nic nie chciała przyznać
mu racji.
Dotarli
właśnie do stolika, gdzie czekali już pozostali uczestnicy konkursu. Jenny
usiadła obok Danielle, szczęśliwa, że nie musi odpowiadać Nigelowi, który zajął
miejsce po przeciwnej stronie.
Wciąż nie
mogła się jednak skupić. Nie zwróciła nawet uwagi na czarnowłosą Brown w niebieskiej
sukience, która mówiła coś na temat konkursowych par. W jej głowie nieustannie
krążyły słowa chłopaka.
Z jednej
strony chciała z nim tańczyć. Był dobry, a do tego całkiem przystojny. Poza tym
w głębi duszy lubiła spędzać czas w jego towarzystwie. Z drugiej jednak strony
nie powinna tego robić. Nie potrafiła powiedzieć, dlaczego, ale czuła, że tak
będzie najlepiej. Dla niej i dla Katherine. Przecież to właśnie ta dziewczyna
była najważniejsza. Stawka była zbyt wysoka, by Jenny mogła ją zawieść.
Niebieskooka szatynka postanowiła, że zatroszczy się o powodzenie swej misji,
ale najpierw musi zająć się sobą i odzyskać swój łańcuszek.
Jennifer
mimowolnie przeniosła wzrok na swoje dłonie schowane pod stolikiem. Rozchyliła
delikatnie palce lewej ręki i jej oczom ukazał się niewielki srebrny klucz.
Była z siebie dumna, że tak niezauważalnie udało jej się wyciągnąć go z
kieszeni marynarki Nigela, kiedy ze sobą tańczyli. Teraz wystarczyło jedynie
wejść do pokoju chłopaka i odebrać to, co do niego nie należało.
Nagle
wszyscy zaczęli podnosić się ze swoich miejsc. Jenny również wstała. Jednak ona
nie skierowała swych kroków w stronę parkietu, tak jak pozostali. Podeszła do
wyjścia i nie oglądając się za siebie opuściła klub.
W niecałe
pięć minut dotarła do odpowiedniego pokoju. Morgan zamknęła od środka zamek w
drzwiach, rzuciła swoją torebkę na stojącą nieopodal sofę i rozpoczęła
przeszukiwanie.
Pomieszczenie
było niewielkie i wyglądało zupełnie tak samo jak to, które zajmowała z
Danielle. Dwa łóżka stały przy oknach, a obok każdego znajdowały się małe
szafki nocne. To właśnie one poszły na pierwszy ogień. Jedna była całkowicie
pusta, tak samo jak komoda i szafa stojące po tej stronie pomieszczenia.
Oznaczało to, że Nigel nie miał współlokatora. Jenny poczuła się lekko
zazdrosna. Też wolałaby mieć pokój tylko dla siebie i swoich myśli. Mogłaby
wówczas czasem odpocząć od bycia porządną bogatą Katherine Hurley, czego już po
jednym dniu pobytu tutaj miała serdecznie dosyć.
Bez
ociągania podeszła do drugiej szafki nocnej i przejrzała całą jej zawartość.
Niestety nie znalazła tam tego, czego szukała. Jednak to wcale nie zniechęciło
młodej dziewczyny. Już miała zabrać się za przeszukanie komody, gdy nagle
usłyszała jakiś szmer w okolicy drzwi.
Ktoś
próbował dostać się do środka.
Jedno z najlepszych opowiadań zamieszczonych w Internecie, jakie ostatnio czytałam. Trzyma w napięciu, oryginalne, dobrze napisane, świetnie wykreowani bohaterowie. Nic dodać nic ująć, pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg. I w sumie dziękuję, czytanie rozdziału umiliło mi popołudnie z nauką do kolokwium :)Będę starała się nie myśleć, kto chce wejść do pokoju, żeby sobie nie popsuć niespodzianki, chociaż podejrzewam, iż nie będzie to Nigel... ale kto wie! Pozdrawiam cieplutko, wracając do semiotyki.
OdpowiedzUsuńuwielbiam to opowiadanie!
OdpowiedzUsuńpomysł, bohaterowie, sytuacje... idealnie. mam nadzieję, że rozdziały będą pojawiać się częsciej :)))))
życzę weny i czasu :D