Uwaga!

1. Blog może zawierać nieprzyzwoite treści. Czytasz na własną odpowiedzialność!
2. Nie informuję o nowych rozdziałach!
3. Szablon wykonany przeze mnie. Zabraniam kopiowania zarówno jego, jak i innych treści zawartych na całym blogu.

sobota, 9 marca 2013

Siedem

Jenny nigdy nie miała problemów z publicznością. Natłok ludzi był dla niej jedynie tłumem obcych, którzy zapewne nawet nie wiedzieli jak ma na imię. Kiedy inni trzęśli się ze strachu przed grupą gapiów, ona zawsze była spokojna i opanowana. Te kłębiące się masy nie miały dla niej najmniejszego znaczenia.
Jednakże dzisiaj nie mogła tego o sobie powiedzieć. Miała wrażenie, jakby ktoś bardzo dokładnie ją obserwował. Wwiercał w nią swój zaciekawiony wzrok i nie miał zamiaru przestać nawet na chwilę.
Dziewczyna poczuła lekki niepokój. Przyłapała się nawet na tym, że delikatnie drżą jej dłonie. Odetchnęła głęboko i przycisnęła ręce do kolan. Starała się wsłuchać w to, co mówiła przewodnicząca komisji konkursowej, jednak docierały do niej jedynie pojedyncze słowa. Coś skusiło ją, by rozejrzała się po sali wypchanej tłumem ludzi.
Nie musiała długo wodzić wzrokiem wokoło, by napotkać spojrzenie pięknych czekoladowych oczu. Serce Jennifer momentalnie przyspieszyło, łomocząc teraz w jej piersi niczym galopujący koń na wyścigach. Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Przyszło jej nagle do głowy, że po prostu ma omamy, ponieważ w pomieszczeniu było strasznie duszno. Jego wcale tutaj nie ma i gdy tylko spojrzy jeszcze raz w tamtą stronę to on zniknie.
Niestety nic takiego się nie stało. Wciąż tkwił w tym samym miejscu, a na dodatek jeszcze się do niej uśmiechnął. Zignorowała go, usiłując zebrać myśli. Przecież jeżeli ją rozpozna i zdemaskuje, cały plan legnie w gruzach. A do tego dojść nie może. Zupełnie nie spodziewała się, że to zadanie będzie aż tak trudne.
Nagle cała widownia zaczęła bić brawo i podnosić się ze swoich miejsc, przerywając Morgan jej rozmyślania. Ona również wstała i podążając za innymi skierowała się do wyjścia. Mimowolnie rzuciła ukradkowe spojrzenie w jego stronę i zdała sobie sprawę, że zbliża się do niej. Zaklęła pod nosem, po czym wciągnęła głęboko powietrze próbując uspokoić przyspieszony oddech.
- Jestem Katherine Hurley, jestem Katherine Hurley - powtarzała cichutko, mając nadzieję, że wypadnie przekonująco, gdy powie, że go nie zna.
- Hej - rzucił wysoki szatyn, zjawiając się tuż przy Jenny.
Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i już miała odpowiedzieć równie uprzejmym „cześć”, gdy nagle zabrakło jej powietrza a przed oczami zrobiło się ciemno. Straciła równowagę i nieprzytomna runęła wprost w objęcia Nigela Reeda.
 Kiedy się obudziła znajdowała się w dużym pokoju o błękitnych ścianach. Leżała na łóżku, a wiatr z otwartego okna, znajdującego się tuż obok, delikatnie muskał jej twarz. Dziewczyna zamrugała kilkakrotnie powiekami, przypominając sobie co zaszło. Gdy w jej głowie znów pojawił się wizerunek Nigela gwałtownie się podniosła i przestraszonym wzrokiem omiotła pomieszczenie. Nie było go tutaj. Jenny odetchnęła z ulgą. Może naprawdę jej się tylko wydawało, że go widziała.
- Już lepiej się czujesz? - Nagle w drzwiach prowadzących najprawdopodobniej do łazienki pojawiła się jakaś dziewczyna. Była szczupła i wysoka. W odpowiedzi na pytające spojrzenie Jenny na jej długiej twarzy pojawił się uśmiech. - Jestem Danielle Brown. Będziemy mieszkać razem w pokoju - przedstawiła się, po czym wskoczyła na łóżko. Czarne sprężynki na głowie dziewczyny zawirowały w powietrzu i przysłoniły na chwilę jej brązowe oczy. - A ty jesteś…?
- Katherine Hurley - rzuciła szatynka mając nadzieję, że współlokatorka nie okaże się jej kolejnym wrogiem. Jako Jennifer nie była lubiana wśród rówieśników. Liczyła, że będąc Katherine znajdzie choć jedną osobę, z którą się dogada. - Masz listę wszystkich uczestników? - spytała Jenny po chwili. Musiała się upewnić, czy czekają ją problemy ze strony Nigela, czy tylko jej odbija.
- Nie - odparła Danielle - ale coś wisi na końcu korytarza.
- Dzięki. - Jenny podeszła do drzwi. Nim jednak zdążyła je otworzyć znów usłyszała głos brunetki.
- Moim zdaniem wcale nie musisz się spieszyć. Na pewno jeszcze żaden chłopak nie jest zajęty.
- Nie rozumiem - powiedziała Morgan nieco zdezorientowana i wlepiła wzrok w dziewczynę.
- Byłaś na otwarciu?
- Tak, ale nie bardzo słuchałam. - Jenny się uśmiechnęła, a Danielle wywróciła swoimi brązowymi oczami.
- Tegorocznym tematem przewodnim są uczucia i emocje, a żeby było trudniej będziemy tańczyć w parach. Do jutra do dwunastej, o której jest pierwsze spotkanie samych uczestników, mamy ustalić sobie partnerów - wyjaśniła po krótce brunetka. - Myślałam, że po to ci lista.
Jennifer nie odpowiedziała. Wyszła z pokoju i szybkim krokiem podążyła do tablicy informacyjnej. Odszukała odpowiednią kartkę i zaczęła czytać nazwiska: James Jefferson, Brook Turner, Nigel Reed… Na dłużej zatrzymała wzrok na ostatnim.
- Cholera! - warknęła pod nosem i walnęła pięścią w ścianę. Była wściekła, że nie przeczytała tej listy w całości, kiedy Katherine ją o to poprosiła. Tylko siebie mogła winić. Jednak z drugiej strony, gdyby nazwiska na kartce od Hurley nie były ułożone alfabetycznie, ale tak jak tutaj - zgodnie z ilością uzyskanych punktów, to Reed znalazłby się wśród nazwisk, które widziała.
Dziewczyna westchnęła. Nie mogła powiedzieć nic Katherine, bo pogorszyłoby to jedynie sytuację. Musiała się poważnie zastanowić nad dalszym działaniem. Do jutra ma jeszcze dużo czasu. Zamknie się w pokoju i wszystko sobie dokładnie przemyśli.
Niestety w tej samej chwili, gdy odwróciła się, by podążyć tam skąd przyszła, uświadomiła sobie, że jednak nie ma dużo czasu na jakikolwiek plan. Jej ulubiony problem zmierzał właśnie korytarzem w kierunku dziewczyny. Zuchwały uśmiech nie znikał z jego twarzy. Jenny mimowolnie również się uśmiechnęła, a w jej policzkach ukazały się słodkie dołeczki. W głębi duszy cieszyła się, że Reed ponownie stanął na jej drodze, ale miała nadzieję, że nastąpi to w nieco innych okolicznościach.
- Witaj, skarbie - rzucił Nigel znajdując się tuż przy niej.
Szatynka wywróciła oczami i spróbowała go wyminąć. Postanowiła totalnie ignorować tego przystojnego młodego mężczyznę o czarującym uśmiechu, który jednym spojrzeniem swych nieziemskich czekoladowych oczu mógł zrobić z niej swoją niewolnicę. Skoro ma udawać Katherine Hurley to będzie zupełnie taka jak ona: zimna i nieczuła na wdzięki chłopców. Mimo iż Morgan spędziła z nią niewiele czasu, to zdążyła się dowiedzieć, że w życiu bogaczki nie ma miejsca na miłość. Katherine miała swoje cele i do nich dążyła, a miłość jedynie by ją w tym ograniczała, więc musiała z niej zrezygnować.
- Zaczekaj. - Reed złapał ją za rękę, zmuszając by się zatrzymała.
Jennifer z oburzeniem spojrzała na chłopaka, cofając dłoń, jakby szatyn mógł dotykiem zarazić ją jakąś wstrętną chorobą. Chyba poskutkowało, bo Nigel automatycznie zrobił krok do tyłu.
- Jeśli myślisz, że twoje słodkie słówka sprawią, że wskoczę ci do łóżka, to jesteś w błędzie - warknęła, choć dokładnie wiedziała, że nie usłyszałaby czegoś takiego z ust Katherine. Tamta dziewczyna zaliczała się do osób zawsze uprzejmych i przyjacielskich. Morgan taka nie była i wcale nie chciała. A już na pewno nie w stosunku do Reeda. Wciąż była na niego wściekła za to, jak ją potraktował podczas imprezy i jedyne czego chciała, to wyładować swoją złość właśnie na nim.
Kiedy zobaczyła jego zaskoczony wyraz twarzy o mało się nie uśmiechnęła. Od razu poczuła jak te wszystkie złe emocje, tkwiące w niej od dwóch tygodni, rozpływają się niczym lód w szklance gorącej wody. Musiała przyznać, że było to bardzo przyjemne.
Już miała otworzyć usta, by rzucić kolejną kąśliwą uwagę, gdy nagle do jej uszu dotarło wołanie:
- Katherine! Chodź szybko. - Zza drzwi jej pokoju wyglądała Danielle i gestykulując popędzała koleżankę.
- Już idę - odparła niebieskooka, przeklinając w myślach. Jeszcze kilka sekund temu oddałaby wszystko, żeby ktoś odciągnął ją od rozmowy z tym chłopakiem, ale w tym momencie nie bała się już ich konfrontacji. Droczenie się z nim mogło być całkiem zabawne. Poza tym i tak nie może go wiecznie unikać.
Dziewczyna pomachała szatynowi na pożegnanie i podążyła w stronę, gdzie przed chwilą zniknęła jej współlokatorka.
- Czekaj, czekaj. - Niespodziewanie Nigel znalazł się tuż przed nią, torując drogę. - Katherine? Przecież mówiłaś, że masz na imię Jenny - powiedział, marszcząc brwi.
- Chyba ci się skarby pomyliły - rzuciła Morgan, zabawnie chichocząc. - Widzę cię pierwszy raz w życiu. Poza tym nawet nie pozwoliłeś mi się przedstawić. - Wyminęła go, by kontynuować wędrówkę.
- Ale… - zaczął, po czym urwał pragnąc to wszystko pomyśleć. Nic mu się nie pomyliło. Był pewien, że to była Ona. Co prawda wyglądała nieco inaczej, ale to wciąż była ta sama dziewczyna, która zawróciła mu w głowie i zniknęła bez śladu. Mogła zmienić fryzurę, styl ubierania czy sposób poruszania, jednak wciąż pozostawało coś, co rozwiewało jego wątpliwości - oczy. Te jej piękne, ogromne oczy w kolorze królewskiego błękitu. Nie było drugich takich na świecie i to właśnie one były jednym z najważniejszych czynników, które czyniły ją wyjątkową.
Wpatrując się beznamiętnie w orzechowe drzwi prowadzące do pokoju dziewczyny w jego głowie krążyły przeróżne myśli. Nie rozumiał postępowania Jenny. A może Katherine? Nawet nie wiedział jak naprawdę się nazywa i dlaczego w ogóle twierdzi, że go nie zna. Musiał przyznać, że ta dziewczyna stanowiła dla niego dużą zagadkę. Postanowił, że nie spocznie, póki nie dowie się całej prawdy.
*
Jennifer odetchnęła głęboko i usiadła na miękkiej sofie obok Danielle.
- Dowiedziałam się, że wieczorem wszyscy idą do tego klubu na rogu, by się trochę zintegrować - rzuciła podekscytowana Brown. - To świetna okazja. Poznamy konkurencję i łatwiej nam będzie zdecydować kto zostanie naszym partnerem. Ja osobiście… Co? - przerwała widząc skrzywioną minę koleżanki.
- Ja chyba nie pójdę - odparła Jenny. Musiała przyznać, że imprezy nie były jej dobrą stroną. Gdy się już na jakiejś pojawiła, to na koniec zawsze zostawała w jakiś sposób upokorzona. Dlatego była pewna, że i tym razem wydarzy się coś, czego by nie chciała. Przecież nie powinna narażać Katherine.
- Żartujesz? - Danielle była zaskoczona. Według niej ten pomysł był genialny.
- Nie - rzuciła spokojnie Morgan. - Nie mam ochoty na imprezowanie. Jestem trochę zmęczona, a poza tym muszę się jeszcze rozpakować. - Jenny automatycznie wstała i podeszła do gromadki walizek stojących przy łóżku. Uśmiechnęła się, wyciągając zawartość z jednej.
- Jeszcze będziesz miała na to czas - usiłowała ją przekonać Danielle. - Mówię ci, jak tam nie pójdziesz, to będziesz żałowała. Chyba nie chcesz tańczyć z chłopakiem, który jest ostatni na liście?
- Wszystko mi jedno - krzyknęła Morgan, znikając za drzwiami toalety z wielką kosmetyczką w ręku. - Nigdzie nie idę.
Brown westchnęła zrezygnowana. Nie rozumiała, dlaczego jej współlokatorka rezygnuje z szansy wybrania sobie najlepszego partnera. Czyżby nie zależało jej na wygranej? A może już ma z kim tańczyć? Brunetka pokręciła głową. Nie będzie wnikać. W końcu to nie jej sprawa.
- Jak chcesz. Gdybyś jednak zmieniła zdanie, to będę w stołówce. - Do uszu Jennifer dotarł głos Danielle, a następnie dźwięk zamykanych drzwi.
Wokoło zrobiło się zupełnie cicho. Szatynka skończyła układać na półce kosmetyki i przyjrzała się swojemu odbiciu w wielkim lustrze z pozłacaną ramą, wiszącym nad umywalką. Wciąż nie mogła przyzwyczaić się do nowego wyglądu. Czuła się tak nienaturalnie i sztucznie z idealnie wyprostowanymi włosami, mocnym makijażem oraz niezliczoną ilością biżuterii. Mimo wszystko musiała przyznać, że jest całkiem ładna. Uśmiechnęła się do siebie, a następnie skierowała się do wyjścia.
Kiedy znalazła się w pokoju o mało nie krzyknęła przestraszona.
- Co ty tu robisz? - spytała leżącego na jej łóżku szatyna, jednocześnie usiłując opanować przyspieszone bicie serca. Oparła dłonie na biodrach i rzuciła w kierunku chłopaka wściekłe spojrzenie.
Wargi Nigela wykrzywiły się w uśmiechu. Szatyn sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął z niej jakiś przedmiot, a potem uniósł go delikatnie, tak by dziewczyna bez problemu mogła mu się przyjrzeć.
- Pomyślałem, że możesz wiedzieć, co to jest - rzucił patrząc prosto na Morgan.
- Hm… Czyżby zegarek? - odparła ironicznie, starając się ukryć swoje zaskoczenie. Pohamowała się, by nie sięgnąć ręką do miejsca, gdzie zazwyczaj znajdowała się ta czarna ozdoba w kształcie gitary. Myślała, że go zgubiła i nigdy nie znajdzie, a on tak po prostu znajdował się w posiadaniu Reeda.
- Taki zwykły zegarek? - drążył dalej. Za wszelką cenę chciał sprawić, żeby dziewczyna przyznała się, że już się spotkali. A ona starała się do tego nie dopuścić.
Oczywiście, że nie jest zwykły - krążyło w głowie szatynki. To był jej zegarek. Jej pamiątka rodzinna, której powinna strzec i nie pozwolić, by kiedykolwiek trafiła w niepowołane ręce.
Jennifer spojrzała pytająco na Nigela, udając, że nie wie do czego dąży, a następnie rzuciła:
- Nie mam ochoty na głupie gierki. - Podeszła do drzwi i otworzyła je, dając mu jednoznacznie do zrozumienia, żeby sobie poszedł.
Szatyn zwlókł się z łóżka i skierował kroki w stronę Jenny. Stanął bardzo blisko niej. Był wyższy, więc aby spojrzeć mu w oczy musiała zadrzeć głowę do góry. Gdy zatopiła spojrzenie w jego czekoladowych tęczówkach uświadomiła sobie jak bardzo brakowało jej jego bliskości. W obecności tego chłopaka czuła się dziwnie i niepewnie, ale mimo wszystko bezpiecznie i wyjątkowo. Zadrżała, słysząc ponownie jego głos.
- Czyli mogę go tak po prostu wyrzucić? - Wyciągnął rękę nad znajdującym się nieopodal śmietniku i już miał wrzucić do niego srebrny łańcuszek, jednak Jenny chwyciła jego dłoń i krzyknęła:
- Nie! - W tej samej chwili zdała sobie sprawę z własnej głupoty. Przecież mogła go później wyciągnąć z tego kubła. Odzyskałaby wtedy zegarek i jednocześnie nadal mogłaby grać nieznajomą. Ten manewr nie stawiał jej w korzystnej sytuacji.
Nigel uśmiechnął się triumfująco. Oboje milczeli. W końcu Jenny zabrała swoją dłoń i rzuciła:
- Myślę, że ten łańcuszek może mieć jakieś szczególne znaczenie dla właściciela i nie powinieneś tego robić. - Uśmiechnęła się, mając nadzieję, że jej argument oddalił od niej wszelkie podejrzenia. Nie miała pojęcia jak bardzo się myliła.
- Hm… W takim razie schowam go w bezpiecznym miejscu - szepnął jej do ucha. - Do zobaczenia, skarbie - dodał, a następnie już go nie było.
Młoda Morgan odczekała parę sekund i również wyszła z pokoju. Trochę czasu zajęło jej znalezienie stołówki, jednak w końcu dotarła do ogromnej sali o piaskowych ścianach, wypełnionej prostokątnymi stolikami różnej wielkości. Omiotła wzrokiem wszystkich znajdujących się tu gości i nagle natrafiła na siedzącą samotnie brunetkę w niebieskiej sukience, która bawiła się leżącymi na talerzu frytkami. Jenny podbiegła czym prędzej do stolika dziewczyny.
 - Jesteś pewna, że wszyscy będą na tej imprezie? - spytała niebieskooka, siadając na krześle.
- Tak - odparła Danielle. - A co?
- Chyba zmieniłam zdanie - rzuciła Jenny z podstępnym uśmiechem, snując niecne plany odnośnie tego wieczoru.

7 komentarzy:

  1. O świetne! Boże jak ja ich uwielbiam <3
    Szkoda tylko, że rozdziały tak rzadko :(
    Czekam na następny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, niestety częściej nie dam rady, ale od połowy maja się to zmieni. Obiecuję.

      Usuń
  2. genialny rozdział. genialne opowiadanie. osobiście zakochałam się w Nigelu ale stwierdziłam że mogę odstąpić go Jennifer XD
    do następnego :)))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie budujesz napięcie i relacje między J & N. Zastanawiam się, co wydarzy się w klubie... powodzenia na maturach! (;

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybacz, że tak późno ! Rozdział jednym słowem świetny . Bawi mnie postać Nigela i jestem ogromnie ciekawa, co Jenny zaplanowała na wieczór . Pozdrawiam serdecznie i życzę weny ;)

    [ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]

    OdpowiedzUsuń
  5. Mówiłaś, że masz problem z nagłówkiem. Nie martw się, ja także się z tym zmagam. Najlepszym sposobem jest zrzut ekranu, wklejenie tego w photohopie. To już ma taki kolor jaki jest w blogspocie, więc wystarczy teraz tylko kolor wstawić, taki jaki jest na tym zrzucie (tego nagłówka) i powinno być dobrze. Mnie przynajmniej podziałało. A jak nadal jest inny to może dlatego, że w twojej pracy jest gradient.
    Cieplutko pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń