***
Młoda
szatynka upiła łyk kawy i zniecierpliwiona spojrzała na zegarek. Powoli
dochodziła dwudziesta pierwsza, co oznaczało, że siedziała tutaj sama już
prawie godzinę. Mimo to przez jej myśl nawet raz nie przeszło, by zabrać swoje
rzeczy i wyjść. Katherine Hurley była bowiem dziewczyną z zasadami, która
naiwnie wierzyła, że wszyscy ludzie są równie poukładani jak ona. Jej gość
musiał się w końcu pojawić. Gdyby tak nie było, to na pewno otrzymałaby od
niego jakąś wiadomość. Ona nigdy nie pozwoliłaby sobie na taką sytuację.
Dziewczyna
postanowiła, że poczeka jeszcze godzinę, a jeśli miejsce naprzeciwko niej nadal
będzie wolne, to czym prędzej uda się do domu. Sięgnęła do skórzanej torby i
wyciągnęła z niej lekko pogniecioną białą kopertę. Przez dłuższą chwilę
wpatrywała się w kawałek papieru, a na jej twarzy pojawiło się coś na kształt
niepokoju pomieszanego z nadzieją.
Nagle obok
Katherine pojawiła się wysoka brunetka o piwnych oczach. Cmoknęła Hurley w
policzek na przywitanie, a następnie usiadła po drugiej stronie małego
drewnianego stolika i wyrwała dziewczynie kopertę z ręki.
- Co to
jest? - spytała, nie zamierzając wytłumaczyć swojego spóźnienia. Już miała
otworzyć kopertę, kiedy szatynka niespodziewanie zabrała jej papier.
Katherine
wywróciła swoimi dużymi szarymi oczami, jakby chciała powiedzieć: dlaczego ja
się w ogóle z tobą przyjaźnię?, po czym delikatnie się uśmiechnęła.
- Pamiętasz
jak opowiadałam ci kiedyś o konkursie tanecznym? - zaczęła.
- O tym, do
którego zgłaszają się ludzie z całego kraju i gdzie tak strasznie ciężko się
dostać? - rzuciła Vanessa, jednocześnie rozglądając się za kelnerką. -
Pamiętam, a co?
- Wysłałam
tam swoje podanie.
Brunetka
natychmiast przeniosła wzrok na przyjaciółkę i z niedowierzaniem zamrugała
powiekami.
-
Żartujesz?
Katherine
pokręciła głową, wprawiając w ruch swoje długie brązowe włosy.
- Wiem, że
powinnam była ci powiedzieć, że jednak zmieniłam zdanie, ale… - próbowała się
wytłumaczyć.
- Nieważne
- przerwała jej brunetka. - Dostałaś się?
- Nie wiem
- powiedziała Katherine, na co Vanessa obrzuciła ją pytającym spojrzeniem.
Hurley wskazała palcem na kopertę. - Dostałam to dziś rano.
- I nie
otworzyłaś? - Brunetka podniosła papier ze stolika, delikatnie go rozerwała i
wyciągnęła z środka starannie złożoną na trzy części kartkę. Nim rozprostowała
list spojrzała jeszcze raz na przyjaciółkę.
Katherine
również na nią patrzyła. W jej oczach kryło się nieme błaganie, jakby
dziewczyna siłą woli chciała sprawić, by litery na kartce ułożyły się w dobrą
wiadomość.
Vanessa
zmarszczyła brwi i zaczęła czytać w myślach, a Hurley w ciszy obserwowała
zmieniający się wyraz twarzy brunetki. Najpierw było to skupienie, a później
smutek. Dziewczyny spojrzały sobie w oczy.
- Przykro
mi… - rzuciła Vanessa, odkładając list na stolik, jednak widząc rozczarowaną
minę szatynki nie mogła opanować uśmiechu cisnącego jej się na usta. - …że
jedziesz do Nowego Jorku beze mnie - dodała, po czym wstała i piszcząc
uściskała przyjaciółkę. Nie obchodziło ją to, że wszyscy goście w restauracji
patrzą teraz tylko na nie.
Katherine
podniosła kartkę i niedowierzając dwukrotnie przeczytała zawartość listu.
Zostać zakwalifikowanym do tego konkursu to jak spełnić swoje największe
marzenie. A jej się to właśnie udało. Hurley miała wrażenie, że to tylko piękny
sen, z którego zaraz się obudzi.
- Hej, nie
płacz - rzekła Vanessa, ocierając łzy z twarzy szatynki.
- To ze
szczęścia. - Katherine uśmiechnęła się, a w jej policzkach pojawiły się słodkie
dołeczki.
***
Wszyscy
goście zbili się w kupę i w milczeniu obserwowali scenę rozgrywającą się w
kącie pomieszczenia. Nikogo nie interesowały już tańce, rozmowy czy alkohol.
Każdy miał w głowie tylko jedno: jak skończy się ta zacięta walka między
nieznajomą szatynką a przystojnym blondynem?
Nie było
wątpliwości, że Bruce to ekspert w grze w pokera. Do tej pory niemalże każda
rozgrywka kończyła się jego zwycięstwem. Jednak tego wieczoru pojawiła się
dziewczyna, która zrujnowała jego idealny wizerunek. Była równie dobra jak on,
a może nawet lepsza. Wyeliminowała z gry już dwóch chłopków i sprawiła, że
Bruce siedział naprzeciwko niej w samych bokserkach, kiedy ona sama miała na
sobie cały komplet ubrania.
- Ta laska
jest niesamowita - rzucił ktoś z tłumu do Nigela, który właśnie podszedł i
stanął obok krzesła Jennifer. Był zły, że ominęła go tak świetna zabawa, jak
widok Bruce’a upokarzanego przez dziewczynę. Jednak najlepsza część
przedstawienia miała dopiero nastąpić.
Blondyn
spojrzał w swoje karty, a następnie przeniósł wzrok na Morgan, której twarz nie
wyrażała żadnych emocji. Musiał przyznać, że ta dziewczyna była dla niego
godnym przeciwnikiem. Pod tym niewinnym i uroczym wyglądem czaiła się prawdziwa
pokerowa bestia. Widział to teraz w jej ślicznych oczach, które mówiły, że nie
należy z nią zadzierać. Dobrze wiedziała na czym stoi i czego chce. On czuł
dokładnie to samo.
- No dalej,
Bruce! - krzyknęła jakaś dziewczyna, nieco znudzona trwającym już jakiś czas
brakiem akcji. - Albo się poddajesz, albo podbij stawkę!
- Ona
chciała powiedzieć: poddaj się, albo ściągaj gacie - zaśmiał się Nigel, a kilka
osób stojących obok mu zawtórowało. - Nie masz szans wygrać z moją dziewczyną -
dodał, napotykając wściekłe spojrzenie blondyna, po czym podstępnie się
uśmiechnął.
Jennifer
zwróciła twarz w kierunku Reeda. Nie podobało jej się to, co usłyszała z ust
chłopaka. Fakt, że przyszła tutaj z nim nie upoważniał go do tego, by mógł
zrobić z niej swoją własność. Nie była zabawką. Już otwierała usta, chcąc powiedzieć
mu, co o tym wszystkim myśli, jednak Bruce pokrzyżował jej plany, wstając
gwałtownie od stolika i rzucając karty na blat. Bez słowa wziął swój drink i
wyszedł z pomieszczenia.
- Powinnaś
mi podziękować - rzucił szatyn, kiedy inni goście rozeszli się, powracając do
poprzednich zajęć.
- Niby za
co? - prychnęła Jenny, odchylając się na oparcie krzesła.
Chłopak usiadł
obok dziewczyny. Podniósł karty, które jeszcze przed chwilą znajdowały się w
dłoni Bruce’a i pokazał szatynce widniejące na nich figury.
- Za to. -
Uśmiechnął się.
Morgan
jakby niechętnie spojrzała w kierunku plakietek. Trzy dziewiątki i dwie damy
były lepsze od trójki króli, którą ciągle trzymała między palcami.
- Skąd
wiedziałeś? - spytała zaskoczona, przenosząc wzrok na towarzysza.
- Nie zapominaj,
znam go dłużej niż ty - odpowiedział, odkładając karty z powrotem na stolik. -
Zapewniam cię, że gdyby nie moja interwencja, grałby dalej.
- Prędzej,
czy później i tak bym go pokonała. - Usta Jennifer wygięły się w zuchwałym
uśmiechu.
-
Niewykluczone, ale wtedy musiałabyś spędzić z nim więcej czasu - odparł jednocześnie
wstając, po czym wyciągnął dłoń w kierunku dziewczyny. - Zatańczymy?
Szatynka
chwyciła rękę chłopaka i również podniosła się z krzesła.
-
Przeszkadzałoby ci to? - spytała Morgan, kiedy znaleźli się na parkiecie. Nigel
objął ją w pasie, a ona zarzuciła mu ręce za szyję. Zaczęli poruszać się w rytm
sentymentalnej muzyki wydobywającej się właśnie z głośników.
- Może sam
chciałem z tobą zagrać - szepnął Reed wprost do ucha Jennifer.
- Nie
zagrałabym z tobą.
Lekko się
od niej odsunął, by móc spojrzeć w jej duże niebieskie oczy. Nie zobaczył tam
już ani odrobiny smutku i żalu, które emanowały z nich, gdy ją poznał. Teraz w
tęczówkach dziewczyny kryły się jedynie wesołe, nieco drwiące iskierki.
- Dlaczego?
- spytał zaciekawiony, po dłuższej chwili milczenia.
Szatynka, nie
spuszczając wzroku z czekoladowych oczu Nigela, powiedziała kusząco:
- Nie muszę
grać z tobą w pokera, żebyś się dla mnie rozebrał. Są na to inne, szybsze
sposoby.
Tym razem
to ona przysunęła się do niego. Ich usta dzieliły milimetry. Jennifer czuła ciepły
oddech chłopaka na swoich wargach, a jej serce z każdą sekundą biło coraz
szybciej.
Noo, grzeczna dziewczynka staje się niegrzeczna ;> Czemu takie krótkie? Ogólnie, tak jak to już chyba mówiłam kiedyś. bardzo lubię twój styl pisania. Czyta się to przyjemnie, nie robisz błędów, które utrudniałyby przyswajanie tekstu... Tak więc czekam na kolejny, długi (mam nadzieję!) rozdział ;) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOgólnie to rozdział miał być dłuższy. Sama jestem zaskoczona, że wyszedł taki krótki.
UsuńOna wcale nie jest grzeczną dziewczynką. Ale to już mówiłam.
A więc spełniło się jej marzenie... Cudownie. :) Mhm, też bym chciała pojechać kiedyś do Nowego Jorku...
OdpowiedzUsuńHaha, sposób, w jaki pokonała Bruce'a, był naprawdę intrygujący. On w samych bokserkach... ciekawy widok.
Ale czemu taki krótki ten rozdział, no? :<
Czekam na więcej i pozdrawiam cieplutko. :)
Postaram się, żeby kolejny był zdecydowanie dłuższy.
UsuńNie za bardzo zrozumiałam początek, gdyż nie mogę skojarzyć kto to jest ta Vanessa :3
OdpowiedzUsuńA później ciąg dalszy pokerowej gry Morgan i jej niegrzecznych wybryków :)
Szkoda, że taki krótki, ale lepszy taki niż żaden! Mi i tak strasznie się podobał :]
Czekam na następny :)
Pozdrawiam.
Vanessa, to przyjaciółka Katherine. W tym rozdziale pojawiła się po raz pierwszy. Z resztą tak samo jak Katherine.
UsuńWitaj.
OdpowiedzUsuńBruce w bokserkach... ach, marzenie xD. A tak na poważnie, to ciekawie się do niego zabrała :D
_________
Rozdział zdecydowanie za krótki, ale wybaczam Ci to z racji postanowienia poprawy, które obiecałaś :) Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa.
Pozdrawiam ;*
Hoi ;)
OdpowiedzUsuńMam neta... więc mogłam Cię odwiedzić i przeczytać rozdział ;) Ah jak się cieszę, że mam internet, a już się bałam ,że po raz kolejny będę musiała wytrzymac ten miesiąc (albo i dłużej) bez neta tym bardziej, że jestem za granicą xD
...................
Co do rozdziału... jak zwykle rewelacja, chodzi mi o to, że podobał mi się ;)) Wiesz,.. cieszę się, że mogłam przeczytać opowiadania, bo myślałam, że to będzie niemożliwe. Akcja jaką zawarłaś była bardzo ciekawa xD hahaha xD ojej, przepraszam za taki komentarz, ale muszę jeszcze innych odwiedzać xD
pozdrawiam serdecznie.... ;))
WOW!
OdpowiedzUsuńSpełniło się jej marzenie :D Może ją spotkam w NY xD Zobaczymy .. :P
A rozdział swietny, nie skumałam tylko kto to te dwie laski na początku ale wczytałam się w komentarze i już wiem :P
Super rozdział , czekam na następny ;)