Ciche pukanie rozniosło się po
całym pomieszczeniu, mącąc idealną ciszę. Siedząca za ogromnym dębowym biurkiem
kobieta w eleganckim, granatowym kostiumie automatycznie spojrzała w kierunku
drzwi.
- Proszę - rzuciła donośnym
głosem, jednocześnie odkładając długopis, którym jeszcze przed chwilą
podpisywała jakieś dokumenty. Uśmiechnęła się promiennie w odpowiedzi na
uprzejme „dzień dobry” wypowiedziane przez młodą szatynkę, a następnie gestem
ręki poprosiła ją, by usiadła. Przez tą krótką chwilę, kiedy dziewczyna
przemierzała odległość od wejścia do krzesła, kobieta dokładnie jej się
przyjrzała. Miała na sobie czarne szorty i niebieską koszulkę na ramiączka.
Strój ten wręcz raził prostotą, co według pani Powell było oburzające, jednak
doskonale komponował się z jej zgrabną figurą i podkreślał kuszące krągłości.
Nauczycielka z odrazą spojrzała w kierunku butów gościa. Adidasy stanowczo nie
powinny znajdować się na kobiecych stopach, a na pewno nie na stopach panny o
tak długich i atrakcyjnych nogach jak Jennifer Morgan.
- Nie mam dla ciebie dobrych
wieści, moja droga - powiedziała kobieta, a jej wzrok powędrował do srebrnego
łańcuszka z czarnym zegarkiem w kształcie gitary. Dłużej utkwiła w nim
spojrzenie, zachwycając się jego pięknem.
Na krótką chwilę w pomieszczeniu
zapadło milczenie. Do uszu dobiegały jedynie delikatne szmery firanki targanej podmuchami
ciepłego wiatru wpadającego do środka przez uchylone okno. W końcu Powell
wygodniej oparła się w fotelu, wciągnęła głęboko w płuca świeże powietrze i
patrząc teraz gościowi prosto w oczy, ponownie zabrała głos.
- Zostajesz zawieszona w prawach ucznia, a od
przyszłego semestru najprawdopodobniej nie będziesz już uczniem naszej szkoły. -
Ton jej głosu był opanowany i niezbyt głośny, ale mimo wszystko te słowa uderzyły
w młodą Morgan z taką siłą, że miała wrażenie, jakby przejechał ją samochód
ciężarowy. Serce dziewczyny automatycznie zaczęło bić szybciej, a oddech stawał
się coraz gwałtowniejszy. Zdawała sobie sprawę z tego, że to, o czym mówiła
nauczycielka, może kiedyś nastąpić, jednak spodziewała się takiego rozwiązania
znacznie później, kiedy już nie będzie żadnej nadziei na poprawę. Przecież tak
bardzo się starała. Harowała całe dnie i noce, by tylko móc spełnić swe
największe marzenie. Nie zasługiwała na to, żeby teraz jej to wszystko odebrać.
Łzy napłynęły do oczu
dziewczyny. Zamrugała kilkakrotnie powiekami, starając się nie rozpłakać.
Musiała być silna. Taniec był dla niej wszystkim. Nie wyobrażała sobie życia
bez niego. A oni chcieli ją tak po prostu wyrzucić ze szkoły i odebrać jedyną
wartościową rzecz, jaka jej jeszcze została. Czuła, jak jej świat powoli się
rozpada. Nie mogła na to pozwolić.
- Czy… nic już nie da się
zrobić? - spytała Jennifer łamiącym głosem. Liczyła na to, że istnieje choć
cień szansy.
- Przykro mi - odparła kobieta.
- Mamy swoje zasady i musimy ich przestrzegać. Gdybyśmy tego nie robili, nasza
szkoła nie miałaby tak dobrej opinii. Chyba sama rozumiesz.
- Ale ja naprawdę zapłacę.
Potrzebuję tylko trochę…
- Czasu? - Wypowiedź szatynki
przerwał gorzki śmiech pani Powell. Przysunęła się bliżej i oparła dłonie na
biurku. - Kochanie… - rzuciła, zmieniając jednocześnie wyraz twarzy. Znów była
poważna, a w jej zielonych oczach można było nawet dostrzec lekki smutek. - Słyszę
to już od kilku miesięcy. Ja nie mogę dłużej czekać. I tak zrobiłam dla ciebie
więcej niż dla innych uczniów. Każdy na twoim miejscu już dawno musiałby
spakować manatki. Jesteś jedną z najlepszych i chętnie zatrzymałabym cię tutaj,
ale to nie jest tylko moja decyzja. - Mówiła szczerze, albo przynajmniej
sprawiała takie wrażenie.
W innej sytuacji Jennifer na
pewno ucieszyłaby się, słysząc, że nauczycielka pała do niej sympatią. Jednak
dzisiaj nie miało to dla niej żadnego znaczenia. Tak samo jak to, że została
jedynie zawieszona, a nie od razu wyrzucona ze szkoły. Zarówno jedno jak i
drugie oznaczało zrezygnowanie z nauki i właśnie tego nie chciała.
- Jak tylko uporasz się ze
swoimi kłopotami finansowymi z przyjemnością znów przywitam cię w tej szkole
jako uczennicę - dodała zielonooka.
Morgan już otwierała usta, by
coś powiedzieć, kiedy nagle zadzwonił telefon.
- Przepraszam. - Pani Powell sięgnęła
do aparatu i odebrała. - Słucham… Tak, to ja. W czym mogę pomóc? - powiedziała,
po czym zakryła słuchawkę i znów odezwała się do Jennifer. - To wszystko.
Możesz już iść.
Szatynka wstała i szybkim
krokiem skierowała się do wyjścia. Stojąc w progu, niespodziewanie się
odwróciła.
- Wie pani co? - rzuciła, nie
zważając na to, że przeszkadza nauczycielce w rozmowie. Mówiła spokojnie,
chociaż na usta cisnął jej się przepełniony bólem i goryczą krzyk. - To
niesprawiedliwe. Dlaczego tylko bogaci mają szansę coś w życiu osiągnąć? To nie
moja wina, że urodziłam się w biednej rodzinie. Ale panią to nie obchodzi. Dla
pani liczą się tylko te cholerne pieniądze. Bo gdyby pani naprawdę na mnie
zależało, to znalazłaby pani sposób, żeby mnie tu zatrzymać.
Miała ochotę trzasnąć drzwiami
z całej siły, jednak w ostatniej chwili się opanowała. Była wściekła. Wściekła
na panią Powell, ten budynek, wszystkich mijanych ludzi i siebie. Ale przede
wszystkim była wściekła na swojego ojca, którego obwiniała za całe swoje
nieszczęście. Tak bardzo nienawidziła go za to, że zabrał wszystkie pieniądze,
zostawił jej matkę z maleńkim dzieckiem i nigdy nie wrócił. Gdyby tego nie
zrobił, jej życie wyglądałoby zupełnie inaczej.
Przyspieszyła kroku, widząc
przed sobą trzy wysokie blondynki. Niestety, one również ją zauważyły. Jedna z
nich, ta w zielonej sukience sięgającej do połowy ud, szepnęła coś do swoich
towarzyszek, po czym wszystkie wybuchły śmiechem. Jennifer wbiła wzrok w
podłogę, usiłując nie wyprowadzić się z równowagi. W tej chwili nie miała
ochoty na głupie zaczepki i awantury. Jedyne o czym teraz marzyła to móc
wypłakać się w czyiś ramionach i choć na moment znów poczuć się szczęśliwa.
- Hej, Morgan! - zawołała
blondynka z kwiecistą przepaską we włosach. Miała ogromne szare oczy i
podstępnie się uśmiechała. - Dokąd się tak spieszysz? Czyżby przyjechała nowa
dostawa do lumpeksu?
Dziewczyna się zaśmiała, a
pozostałe jej zawtórowały. W myślach Jennifer już wyobrażała sobie jak pięść
szatynki ląduje wprost na wytapetowanej twarzy tej pustej panienki, jednak
ostatecznie ją zignorowała. Miała na głowie większe problemy niż niemiłe koleżanki.
Nie odzywając się, spróbowała je wyminąć, ale trzecia blondynka niespodziewanie
podstawiła jej nogę. Już myślała, że z łomotem wyląduje na ziemi, ale w
ostatniej chwili złapała równowagę.
- Ups - rzuciła jasnowłosa w
odpowiedzi na złowrogie spojrzenie Morgan. Gdyby można było zabijać wzrokiem,
ta dziewczyna na pewno leżałaby już martwa.
Dłuższą chwilę patrzyły sobie
prosto w oczy, niczym lwy, które niebawem mają sobie skoczyć do gardeł. Nic
podobnego się jednak nie wydarzyło, ponieważ szatynka nagle odwróciła twarz i
ruszyła do wyjścia. Gdy tylko otworzyła drzwi, ciepły podmuch wiatru rozwiał
jej długie brązowe włosy. Odetchnęła głęboko, wdychając przyjemny zapach
niedawno skoszonej trawy i zbiegła po schodach na niezbyt równy chodnik.
Kilka minut później zgrabna
szatynka siedziała na drewnianej ławeczce, czekając na autobus. W głowie
dziewczyny krążyły przeróżne myśli. Nie wiedziała, co zrobić. Jak miała
powiedzieć matce, że została wyrzucona ze szkoły? Bała się tego co mogłaby
ujrzeć w jej oczach. Smutek, żal, poczucie winy…
Po policzkach Jennifer
spłynęły łzy. Czuła się taka bezradna i samotna. Musiała z kimś porozmawiać,
wyżalić się i usłyszeć, że wszystko będzie dobrze. Wyciągnęła telefon z
kieszeni i utkwiła spojrzenie w wyświetlaczu. Przeglądając listę kontaktów,
szatynka uświadomiła sobie, że w gruncie rzeczy nie ma do kogo zadzwonić. Słowo
„przyjaciel” istniało dla niej tylko w książkach. Nigdy nie była lubiana przez
swoich rówieśników. Nie rozumiała tego, ale z czasem przestało ją to interesować.
Nauczyła się żyć w samotności, zdana tylko na siebie.
Odgarnęła pojedynczy kosmyk
włosów z twarzy i delikatnie się uśmiechnęła. Przecież nie była tak do końca
sama. Miała kochającą matkę oraz przystojnego chłopaka. To jej w stu procentach
wystarczało. Wybrała numer Michaela i przyciskając komórkę do ucha, czekała aż
odbierze.
- Tak? - Po szóstym sygnale w
końcu usłyszała jego głos.
- Cześć, tu Jenny. Mogę do ciebie
wpaść? - spytała, jednocześnie wsiadając do autobusu, który właśnie nadjechał. Zajęła
jedno z wolnych miejsc przy oknie, po czym skupiła się na rozmowie.
- Teraz? Yyy… No… Nie bardzo…
- W głosie chłopaka słychać było lekkie zakłopotanie. – Umówiłem się z
kumplami.
- Nie mógłbyś tego odwołać? To
dla mnie naprawdę bardzo ważne. - Starała się mówić spokojnie, chociaż wewnątrz
była cała roztrzęsiona.
- Przepraszam cię, ale nie mam
czasu. Spotkamy się innym razem - rzucił, po czym natychmiast się rozłączył.
- Ty wiecznie nie masz czasu -
bąknęła Morgan sama do siebie. Powoli zaczynał ją denerwować fakt, że za każdym
razem, gdy ona chciała się spotkać, on odprawiał ją z kwitkiem. Trwało to już
od kilku tygodni i nic nie zapowiadało poprawy. Ignorował ją i przestał
traktować poważnie. Potrafiła mu to wybaczyć, ale w tej chwili potrzebowała go
bardziej niż kiedykolwiek. A on wolał spotkać się z kolegami… Dlaczego oni byli
ważniejsi od niej?
Nie mogła już dłużej udawać,
że nic się nie dzieje. Postanowiła mimo wszystko do niego pojechać i chwilę z
nim porozmawiać, albo przynajmniej go zobaczyć.
Gdy tylko pojazd zatrzymał się
na odpowiednim przystanku. wysiadła. Wkoło niej wznosiły się ogromne domy z
pięknymi ogródkami. To właśnie tutaj mieszkała ta bogatsza część miasta.
Jennifer nigdy nie lubiła tego miejsca. Gdzie tylko się ruszyła czuła na sobie
dziwne spojrzenia ludzi, jakby była niechcianym intruzem. Zupełnie tu nie
pasowała.
W dziesięć minut doszła do
domu Michaela Hetfielda. Był biały, jak większość znajdujących się tutaj
mieszkań, a wkoło rosły kolorowe kwiaty i kilka drzew. Szatynka wbiegła po
schodkach na taras, a następnie zapukała do drzwi. Chwilę później w wejściu
pojawił się wysoki brunet w bokserkach. Pojedyncze kosmyki ciemnych włosów niedbale
opadały na jego twarz, przysłaniając zielone oczy.
- Jennifer? – spytał
zmieszany. - Co tu robisz? Mówiłem ci, że nie mam cza…
- Kto przyszedł, kotku? -
Nagle za plecami chłopaka pojawiła się śliczna dziewczyna o płomiennych rudych
włosach. Przytuliła go od tyłu i z wyższością spojrzała na Morgan, po czym
uznała, że nie ma w niej nic interesującego i ponownie schowała się w głąb
mieszkania.
- To nie tak, jak myślisz -
rzucił Michael na swoje usprawiedliwienie i złapał szatynkę za ramiona.
- Nie tak jak myślę? A skąd ty
w ogóle wiesz, co ja myślę?! - krzyknęła, odpychając jego dłonie. Coś w niej
pękło. Zebrała w sobie wszystkie siły i tak mocno, jak tylko była w stanie,
uderzyła go w twarz. Pod wpływem ciosu chłopak lekko się zachwiał, a jego głowa
odskoczyła do tyłu. Strużka krwi popłynęła mu z nosa. - Ty świnio! Jak mogłeś?
- kontynuowała. Teraz okładała go pięściami, gdzie tylko się dało. Wstąpiła w
nią taka furia, jak nigdy dotąd. - Ja ci zaufałam, a ty… - Głos jej się
załamał.
Nagle dziewczyna oderwała się
od bruneta i rzuciła w jego stronę pełne pogardy spojrzenie. Prychnęła i
delikatnie potrząsnęła głową.
- To koniec! - rzekła na
odchodne.
Wybiegła na ulicę. Po
policzkach spływały jej łzy. Czego ona się spodziewała? Czy myślała, że ktoś taki
jak Michael - przystojny i mądry chłopak w zdecydowanie lepszej sytuacji
materialnej -naprawdę się nią zainteresuje? Dla niego była tylko nic nie
znaczącą zabawką. Jedną z wielu głupich dziewczyn, które dały się nabrać na
jego sztuczki. Kiedy było mu to na rękę, potrafił ją zdobywać, obsypywać
komplementami bądź po prostu spędzać czas w jej towarzystwie, a jak tylko mu
się znudziła, to zaraz znalazł sobie inną. I nawet nie śmiał powiedzieć jej
tego prosto w twarz.
- Jenny, zaczekaj! -
Usłyszała, jak za nią biegnie, jednak zignorowała jego wołanie.
Starała się iść szybciej, ale
cisnące się do oczu łzy utrudniały widoczność. Nagle wpadła na kogoś. Straciła
równowagę i o mało się nie przewróciła, jednak zamiast zimnego chodnika poczuła
na swoim ciele silne męskie ramiona.
- Uważaj, jak łazisz! -
warknęła i gwałtownie odepchnęła od siebie chłopaka.
- Ale to ty na mnie wpadłaś -
odparł zdezorientowany, patrząc jak odchodzi.
Jennifer zatrzymała się i
odwróciła w stronę nieznajomego szatyna z zamiarem rzucenia w jego kierunku
ostrej wiązanki słów, ale kiedy tylko spojrzała w jego piękne czekoladowe oczy,
cała jej złość gdzieś się ulotniła.
- Pff… - To wszystko, co zdołała z siebie wydusić.
Chłopak uśmiechnął się
delikatnie i już miał coś powiedzieć, gdy poczuł mocne szturchnięcie i tuż obok
niego przeszedł zdyszany Michael.
- Jenny, posłuchaj… - zaczął,
łapiąc dziewczynę za ramiona.
- Nie chcę cię znać! Zostaw
mnie! - krzyknęła szatynka, próbując wyswobodzić się z uścisku, ale on jeszcze mocniej
ją przytrzymał.
- Nie słyszałeś, co
powiedziała? Puść ją. - Obok nich niespodziewanie znalazł się nieznajomy
chłopak.
Michael popatrzył na niego
przez chwilę po czym się zaśmiał.
- Bo co? - Na twarzy bruneta
malowała się złość. Ten chłopak nie miał prawa wtrącać się w jego sprawy.
- Myślę, że wiesz - rzucił
nieznajomy.
Nastała cisza. Przez moment
oboje mierzyli się wzrokiem po czym Hetfield w końcu puścił dziewczynę. Co
prawda, był zdecydowanie wyższy i masywniejszy od stojącego przed nim chłopaka
i gdyby przyszło im się pojedynkować, na pewno odniósłby zwycięstwo, ale nie
miał w tej chwili ochoty na bójki. Poza tym nie był do końca pewien, czy Morgan
jest tego warta.
- Jeszcze pogadamy - zwrócił
się do Jennifer, a następnie skierował kroki w stronę, z której przyszedł.
Nieznajomy odprowadził
Michaela wzrokiem, a gdy ten już nieco się oddalił, odwrócił twarz do
dziewczyny. Jednak jej już tutaj nie było. Przebiegła na drugą stronę ulicy i
wsiadła w nadjeżdżający właśnie autobus.
Ulga. Tylko to uczucie jest w
stanie opisać, co czuła w tej chwili. Morgan miała wrażenie jakby przez całe
życie trzymano ją zamkniętą w ciemnym lochu, a teraz wypuszczono na wolność. Nie
trwało to jednak długo, gdyż nagle szatynka przypomniała sobie rozmowę z panią
Powell i rudą dziewczynę w bieliźnie, chodzącą po domu Michaela. Wtedy dotarło
do Jennifer, że nigdy nie będzie jej dane być wolną i szczęśliwą.
Szatynka oparła głowę o zimną
szybę i zamknęła oczy. Wsłuchana w szum pędzących po ulicy samochodów i głosy
ludzi rozmawiających w autobusie, starała się nie myśleć o swoich problemach.
Jedyne czego teraz pragnęła, to znaleźć się w domu, z dala od tego wszystkiego.
Kiedy dziewczyna ponownie
uchyliła powieki, poza nią w autobusie znajdowały się jeszcze tylko dwie osoby,
a za oknem zrobiło się ciemniej. Szybko uświadomiła sobie, że przegapiła swój
przystanek. Zaklęła pod nosem i czym prędzej zgramoliła się z siedzenia.
Podeszła do drzwi i gdy tylko pojazd się zatrzymał wysiadła. Rozejrzała się
wkoło. Jakieś dwadzieścia metrów po drugiej stronie ulicy ujrzała zielony park
z ogromną fontanną. Skierowała kroki w tamtą stronę.
Wiatr przyjemnie targał włosy
Jennifer, kiedy przechodziła alejką z szumiącymi brzozami. Dalej grupka dzieci
biegała w kółko radośnie się śmiejąc, jakaś staruszka szła z psem na smyczy, a
na drewnianej ławce siedziała zakochana para w miłosnym uścisku. Park tętnił
życiem, co nijak współgrało z tym, co czuła młoda szatynka. To wszystko
napawało ją odrazą. Pragnęła jak najszybciej wydostać się z tego miejsca.
Utkwiła wzrok w żwirowanej drodze i przyspieszyła kroku.
Nim się spostrzegła, wyszła na
brukowany chodnik. Minęła kilka szarych budynków, po czym skręciła w prawo.
Oczom dziewczyny ukazał się rządek sklepów oraz restauracja i bar. Wystarczyło
tylko przedostać się na drugą stronę ulicy i drogą naprzeciwko stojącego tam
również banku przejść około trzystu metrów, a szatynka byłaby już w domu.
Jednak ona nie zamierzała już wracać. W jej głowie narodził się właśnie pewien
plan i bardzo pragnęła go zrealizować.
Podoba mi się. Historia jak na razie wydaje się być oryginalna i ciekawa. Czekam na następne części.
OdpowiedzUsuńwww.utrzymaj-tajemnice.blogspot.com
Witaj. Cieszę się, że zostawiłaś Spam. Zobaczyłam trailer i jestem oczarowana. Kłamstwa, intrygi, pieniądze - to lubię. Masz dobry styl, a pomysł olśnił mnie wyjątkowo.
OdpowiedzUsuńTylko taka mała rada : wyjustuj tekst, bo wygląda to wtedy o niebo lepiej i schludniej.
Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny ;**
[ flames-of-ice.blogspot ]
zapowiada się ciekawie. Z jaką częstotliwością będziesz dodawać nowe rozdziały?
OdpowiedzUsuńTo zależy od mojej weny. Jak napiszę, to dodam, ale postaram się dodawać chociaż jeden rozdział na dwa tygodnie (ewentualnie na tydzień).
UsuńHeeeej ;))
OdpowiedzUsuńNaprawdę to ty sama tworzyłaś ten trailer? Super ci on wyszedł. A jakim programem go robiłaś? Chyba też coś podobnego muszę stworzyć ;))) Co do rozdziału też jestem pod wrażeniem ;)) Bardzo ciekawy.
Przepraszam za słaby komentarz, ale znowu czuję brak czasu, a musze dokończyc rozdział na niewinna-eliza ;))
Pozdrawiam serdecznie
Tak, trailer robiłam sama, ale z czyjąś drobną pomocą. W jakim programie? Ulead Video Studio. Tylko, że ten program można mieć za darmo jedynie przez 30 dni.
UsuńKocham to:)
OdpowiedzUsuńhttp://it---only---love.blog.onet.pl/
Bardzo dramatyczny początek. Jennifer to ma pecha. Dwie tak okropne informacje jednego dnia. Współczuję. Co do rozdziału to piszesz bardzo dobrze. Podoba mi się. Dodaje to "Polecane" i informuj mnie o kolejnych postach, chociaż i tak często sprawdzam blogi z polecanych.
OdpowiedzUsuń[http://magic--tears.blogspot.com]
Hej <:
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że miło, że zostawiłaś SPAM w odpowiedniej zakładce, bo nie wszyscy wiedzą, do czego taka służy <:.'Podejrzewam, że na nagłówku jest postać Jennifer i tego nieznajomego chłopaka, na którego wpadła? Chyba że pojawi się jeszcze inni ;).
Ech, dziewczyna ma wyjątkowego pecha. Zawieszona w prawach ucznia, a do tego facet ją zdradza. Hm, i jeszcze za nią leciał jak głupek, próbując co zrobić? Powiedzieć przepraszam, wróć do mnie? Jestem ciekawa tego, co miał jej do powiedzenia.
Piszesz całkiem ładnie. Podoba mi się.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie
puhdistus.blogspot.com
Rozdział bardzo mnie zainteresował. Dziewczyna ma strasznego pecha: wyrzucienie ze szkoły, zdrada chłopaka. Koszmar.
OdpowiedzUsuńTeraz zastanawiam się, jaki plan chce zrealizować Jennifer. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i dodaję cię do linków.
Pozdrawiam |not-look-back.blogspot.com|
A więc tak. Dziekuję, że zaspamowałaś, bo widząc jak pięknie piszesz, z pewnością żałowałabym, że narobiłam sobie zaległości, jakbym się dowiedziała o tym blogu później.
OdpowiedzUsuńKurcze jak na 18 lat, to bardzo dobrze Ci idzie!
Ale idźmy do treści ;d
Jennifer... Biedna. Nie dość, że nie ma pieniędzy na to, by się kształcić, by móc sobie zapewnić dobrą przyszłość, to jeszcze ten jej chłopak od siedmiu boleści spotyka się z innymi za jej plecami -.-
Dobrze, że zdecydowała się do niego pójść! Osobiście chyba bym zabiła, jeśli bym przyłapała chłopaka na zdradzie!
Mam tylko nadzieję, że Ed Westwick to nie ten jej chłopak, tylko ten który na nią wpadł, bo pewnie coś się z nim będzie dalej działo! ^^
Zapraszam też do mnie na opowiadanie ff ;)
http://krok-huncwota-czyli-psota.blogspot.com/
Albo o wampajarkach :
http://swit-zywych-trupow.blogspot.com/
Myślę jednak, że jeżeli już to wybierasz pierwsze :D
Tak z ciekawości zapytam, ile twoim zdaniem trzeba mieć lat, żeby dobrze pisać? Ja osobiście uważam, że to, jak kto pisze nie zależy od wieku.
UsuńNie, Ed Westwick ie gra jej chłopaka, ale na twoim miejscu nie przywiązywałabym się do aktorów, ponieważ moi bohaterowie będą się od nich różnić. Aktorzy zostali użyci jedynie w celach graficznych, jako dodatek do bloga.
Myślę, że dobrze pisze osoba, która jest dojrzała. U niektórych to jest 18 , 25 lat, a u innych może 13? Bo to zależy od tego, jakie mają przeżycia :)
UsuńNie wiem, czy uraził Cię ten komentarz, jeśli tak to przepraszam, nie miałam tego na celu...
A że bohater będzie inny to się domyślam, bo w większości opowiadań tak jest. :)
Nie, nie uraził mnie twój komentarz. Tak tylko z ciekawości spytałam.
UsuńJa na przykład mam 14 i chyba jakoś tragicznie mi nie idzie :D Próbuję swoich sił...
Usuńwww.alternatywna-historia.blogspot.com
Kłopoty finansowe Jennifer mnie zdołowały. Widać, że dziewczyna jest zdolna i pragnie się kształcić, a tu taki kłopot...co do jej chłopaka, có, szczeliłabym mu z liścia i nawet się za nim nie oglądnęła...
OdpowiedzUsuńOgólnie jestem pod wrażeniem twojego stylu i treści jaką nam przedstawiasz. Jestem ciekawa jak pociągniesz dalej wątek Jen^^
Pozdrawiam.
http://czarny-krag.blogspot.com/
Bardzo dziękuję za reklamę na moim blogu, bo żal byłoby nie zapoznać się z tak dobrym rozdziałem. Twój styl jest wyśmienity, a trailer zwalił mnie z nóg. Jestem beznadziejnym informatykiem i w życiu bym czegoś takiego nie zrobiła.
OdpowiedzUsuńZachowanie nauczycielki mnie zirytowało, ale jakoś głębokiego współczucia w stosunku do Jennifer nie odczuwam. Ale to nie twoja wina, wszystkie emocje były ślicznie opisane, ja po prostu ogólnie nie przepadam za postaciami kobiecymi, z pewnymi wyjątkami. Katherine zapowiada się na bardzo ciekawą osobę i nie mogę si doczekać, aby dowiedzieć się o niej więcej.
Pozdrawiam i życzę weny.
http://je-sais-ton-amour.blogspot.com
Jak dla mnie, zrobienie dobrego trailera niewiele ma wspólnego z wiedzą z zakresu informatyki. Do tego wystarczy jedynie program, trochę wyobraźni i czas.
UsuńO kobieto... Musze przyznac jedno : masz wielki talent pisarski. Na serio. Nigdy wczesniej nie czytalam podobnie doskonalego tekstu w internecie. Cudo, po prostu cudo...
OdpowiedzUsuńBiedna Jennifer... Pierw wyrzucili ja ze szkoly z powodu pieniedzy, a potem dowiedziala sie, ze jej chlopak ja zdradza... To naprawde musi byc wielki bol... Eh... Jednak co poradzic? Jedynie moglaby zalatwic sobie pieniadze w jakis sposob, wrocic do szkoly i zapomniec o tym draniu... Moze ten przystojniak, na ktorego wpadla wybiegajac z domu tego kretyna, moglby go zastapic? Nawet moglby zostac przyjaciolmi... Piekna notka, bardzo mi sie podobala.
Prosilabym abys powiadamiala mnie o nowych rozdzialach, dobrze? Z gory dziekuje i pozdrawiam :**
http://zaczarowany-ogrod.blog4u.pl
Już po jednym rozdziale jestem bardzo zaciekawiona i będę Twojego bloga odwiedzać często. Naprawdę masz świetny styl pisania. Czekam na kolejne części :)
OdpowiedzUsuńwww.alternatywna-historia.blogspot.com
To opowiadanie już od samego początku ma w sobie wiele uroku. Można powiedzieć, że już pierwszy rozdział serwuje nam wiele emocji i niekoniecznie fortunnych wydarzeń w stosunku do głównej bohaterki. Wyrzucenie z wymarzonej szkoły, utrata ukochanego i w dodatku niezbyt udany powrót do domu, a jakby dodać do tego jeszcze sytuację finansową to wychodzi co najmniej melodramat. Jednak z drugiej strony dobrą stroną musi być spotkanie owego nieznajomego, którego imienia jeszcze (względnie) nie znamy. Zastanawia mnie jeszcze dlaczego ten cały Michael w ogóle fatygował się, aby biec za Jennifer skoro w tym czasie spędzał upojne chwile u boku kogoś takiego jak ta "rudowłosa piękność". Najwidoczniej zachował jako takie resztki męskiej dumy, ale nie - jednak nie potrafię aż tak dobrze zrozumieć facetów. Cóż, życie. Ale miejmy nadzieję, że Jennifer wyjdzie na prostą i będzie w stanie sprostać zadaniu, jakie zostało przed nią postawione, przez co wróci do szkoły oraz porachuje się z tymi zdzir... znaczy, z tymi pustymi laleczkami.
OdpowiedzUsuńCzy jest jakiś inny sposób niż spam, abyś mogła mnie informować o nowych rozdziałach?
[orchardofhearts]
Tacos rule,